Słonecznik (Podąża za słońcem) Róże Europy
Tekst piosenki
Powieki przymykam, a oczy, jak klej
drewnem tekowym barwione.
Dotykam na oślep sukienki jej.
Tej części po drugiej stronie.
W głowie landrynki, a w głowie tlen.
Jaszczurką są moje dłonie.
Wślizgują się niczym przyjemny sen.
Jak nitka zszywają skronie.
A czasem, kiedy noc się dłuży w beznadziejności kałuży,
papieros znużonym tonem, to dźwięk wydany klaksonem.
Porannej kawy filiżanką jest.
Najlepszym pokazem sezonu.
Wypełniam ostatni w życiu test.
To klucz do jej zamka sezamu.
Jestem kiperem, a ciało jej to
Festiwal wykwintnej kuchni.
Pierwszy dzień reszty życia wlewam do
szklanki wypełniając jej pustki.
Pod semaforem swoim kucam dziś
czekając na lepsze zdrowie.
Rozbrajam nocy i dnia zawiść.
Moje plany są ciągle w budowie.
Ale w końcu musi nadejść sens
i ten dzień, i jego dźwięk, jak Biblia.
Koszmary zdejmą z moich rzęs.
Skończy się moja perfidia.
A czasem, kiedy noc się dłuży w beznadziejności kałuży,
papieros znużonym tonem, to dźwięk wydany klaksonem.
Przypomina mi kwiat słonecznika, przy którym się w uśmiechu znika,
który zawsze wędruje za słońcem po horyzont zwany świata końcem.
I chociaż tekst brzmi infantylnie, to podaję go szczerze. Dożylnie.
Ja jestem słonecznikiem na łące. Ona słonecznika słońcem!
Ja jestem słonecznikiem na łące. Ona słonecznika słońcem!
drewnem tekowym barwione.
Dotykam na oślep sukienki jej.
Tej części po drugiej stronie.
W głowie landrynki, a w głowie tlen.
Jaszczurką są moje dłonie.
Wślizgują się niczym przyjemny sen.
Jak nitka zszywają skronie.
A czasem, kiedy noc się dłuży w beznadziejności kałuży,
papieros znużonym tonem, to dźwięk wydany klaksonem.
Porannej kawy filiżanką jest.
Najlepszym pokazem sezonu.
Wypełniam ostatni w życiu test.
To klucz do jej zamka sezamu.
Jestem kiperem, a ciało jej to
Festiwal wykwintnej kuchni.
Pierwszy dzień reszty życia wlewam do
szklanki wypełniając jej pustki.
Pod semaforem swoim kucam dziś
czekając na lepsze zdrowie.
Rozbrajam nocy i dnia zawiść.
Moje plany są ciągle w budowie.
Ale w końcu musi nadejść sens
i ten dzień, i jego dźwięk, jak Biblia.
Koszmary zdejmą z moich rzęs.
Skończy się moja perfidia.
A czasem, kiedy noc się dłuży w beznadziejności kałuży,
papieros znużonym tonem, to dźwięk wydany klaksonem.
Przypomina mi kwiat słonecznika, przy którym się w uśmiechu znika,
który zawsze wędruje za słońcem po horyzont zwany świata końcem.
I chociaż tekst brzmi infantylnie, to podaję go szczerze. Dożylnie.
Ja jestem słonecznikiem na łące. Ona słonecznika słońcem!
Ja jestem słonecznikiem na łące. Ona słonecznika słońcem!