By do biura dostać się (Pour me rendre a mon bureau) Jean Boyer
Tekst piosenki i chwyty na gitarę
(
By do biu
Napęd prze
To był lip
Tak jak bu
Lecz przyszedł wrze
Wracałem t
I jedena
„Verboten…nein
By do biura zdążyć już więc kupiłem motor, cóż
On czterdziechą mknie raz, dwa i niebrzydka sztuka ta
Wierzchem na nim, kiedym pruł, nadymałem się jak wół
Tak jak burżuj puszę się, gdy w rewiry wracam swe
Benzyny lałem ot, co kot napłakał
Ktoś uznał, że za dużo ciut
I pozwolenie odebrano, czort wykrakał
Musiałem opchnąć ten mój cud
By do biura dotrzeć już, wnet kupiłem rower, cóż
Śliczny, z niklu, łańcuch ma, komplet kluczy: raz i dwa
Dumny byłem z tych z dwóch kół, nadymałem się jak wół
Tak jak burżuj puszę się, bo posiadam cudo te
I chociaż tuzin miałem ich bez mała
Zwijano mi co miesiąc je
A każda tyle co citroen kosztowała
Popadłem w biedę – z kasą źle
By do biura dotrzeć już w metro się przesiadłem, cóż
Trzeba przyznać tanie jest, w zimie ciepło, grzeją fest
Jadę metrem, stukot kół, nadymałem się jak wół
Tak jak burżuj puszę się, gdy w rewiry wracam swe
Lecz oszczędności światła, z prądem krucho
Stacje na klucz zabito: trach!!
Już wkrótce linię tę zamknięto na głucho
Do odwołania. Zgroza, strach!!!
By do biura zdążyć już, buty założyłem, cóż
Cztery razy w tę i w tę na swych nogach w kółko mknę
Już przecinam Paryż w pół. Nadymałem się jak wół
Nadwyrężam ciało swe by widoki zgłębiać te
Niestety, wkrótce buty drą się niemożliwie!
Załamał szewc swe ręce dwie
Ale ja człowiek o naturze przenikliwej
Już wiem, zreflektowałem się:
Czas od jutra uczyć się, bo na głowie stanąć chcę
Że nie pójdę nigdzie? Cóż! Lecz oszczędzę buty już
Świat zobaczę stąd do chmur. Śmiesznie spojrzeć a rebours*?
Nic nie stra
h
)By do biu
h
ra dostać się, zakupiłeFis7
m brykę tęNapęd prze
Fis7
dni moc mu da, tak jak halny mh
knę raz, dwaTo był lip
h
iec, może nie, jak wół nadymałFis7
em sięTak jak bu
Fis7
rżuj puszę się, bo posiadam h
auto sweLecz przyszedł wrze
e
sień na wojnę mnie wysłalh
iWracałem t
Fis7
u w kwartały trzy h
I jedena
e
ście koni mi zabralih
„Verboten…nein
e
!!!” usłyszałemA
krG
zyk Fis7
By do biura zdążyć już więc kupiłem motor, cóż
On czterdziechą mknie raz, dwa i niebrzydka sztuka ta
Wierzchem na nim, kiedym pruł, nadymałem się jak wół
Tak jak burżuj puszę się, gdy w rewiry wracam swe
Benzyny lałem ot, co kot napłakał
Ktoś uznał, że za dużo ciut
I pozwolenie odebrano, czort wykrakał
Musiałem opchnąć ten mój cud
By do biura dotrzeć już, wnet kupiłem rower, cóż
Śliczny, z niklu, łańcuch ma, komplet kluczy: raz i dwa
Dumny byłem z tych z dwóch kół, nadymałem się jak wół
Tak jak burżuj puszę się, bo posiadam cudo te
I chociaż tuzin miałem ich bez mała
Zwijano mi co miesiąc je
A każda tyle co citroen kosztowała
Popadłem w biedę – z kasą źle
By do biura dotrzeć już w metro się przesiadłem, cóż
Trzeba przyznać tanie jest, w zimie ciepło, grzeją fest
Jadę metrem, stukot kół, nadymałem się jak wół
Tak jak burżuj puszę się, gdy w rewiry wracam swe
Lecz oszczędności światła, z prądem krucho
Stacje na klucz zabito: trach!!
Już wkrótce linię tę zamknięto na głucho
Do odwołania. Zgroza, strach!!!
By do biura zdążyć już, buty założyłem, cóż
Cztery razy w tę i w tę na swych nogach w kółko mknę
Już przecinam Paryż w pół. Nadymałem się jak wół
Nadwyrężam ciało swe by widoki zgłębiać te
Niestety, wkrótce buty drą się niemożliwie!
Załamał szewc swe ręce dwie
Ale ja człowiek o naturze przenikliwej
Już wiem, zreflektowałem się:
Czas od jutra uczyć się, bo na głowie stanąć chcę
Że nie pójdę nigdzie? Cóż! Lecz oszczędzę buty już
Świat zobaczę stąd do chmur. Śmiesznie spojrzeć a rebours*?
Nic nie stra
Fis7
cę, śmiech nie w smak. Życie kontemph
lujeG
sz wspA
ak Fis7
h