Mój pejzaż Joanna Żółkowska
Tekst piosenki
-
1 ocena
Ni morza stalowego fale napastliwe
Ni Tatry, chmur drapacze, wyższe niż Manhattan,
Ni Białowieskiej Puszczy dęby wiecznie żywe,
Ani w wieże wawelskie wmurowane lata.
Ale: ptak, co go dotąd jeszcze nikt nie złapał,
Ale kobiałka wczesnych, zakurzonych śliwek
I koza prowadzona gdzieś za rogi krzywe,
I oset, który bosą piętę mi podrapał.
Nie trasy, autostrady, Novotel, Intraco
Ani stada dyskotek w stroboskopów smudze,
Smokingowe night-cluby wzbronione pętakom
Ni pachnące salony elektrycznych złudzeń.
Ale: rynek miasteczka unurzany w nudzie
I dach z przegniłych gontów, dobrze znany ptakom,
Ciepły chleb o nieznanym, zapomnianym smaku
I drzwi stare, skrzypiące, a za nimi... ludzie.
Ni Tatry, chmur drapacze, wyższe niż Manhattan,
Ni Białowieskiej Puszczy dęby wiecznie żywe,
Ani w wieże wawelskie wmurowane lata.
Ale: ptak, co go dotąd jeszcze nikt nie złapał,
Ale kobiałka wczesnych, zakurzonych śliwek
I koza prowadzona gdzieś za rogi krzywe,
I oset, który bosą piętę mi podrapał.
Nie trasy, autostrady, Novotel, Intraco
Ani stada dyskotek w stroboskopów smudze,
Smokingowe night-cluby wzbronione pętakom
Ni pachnące salony elektrycznych złudzeń.
Ale: rynek miasteczka unurzany w nudzie
I dach z przegniłych gontów, dobrze znany ptakom,
Ciepły chleb o nieznanym, zapomnianym smaku
I drzwi stare, skrzypiące, a za nimi... ludzie.