Nie miałem tak Melny/Młody SMF/Jotes/Qsz/Hincu
Tekst piosenki
[Melny]
Lajki, fanpage'e, fanki, backstage'e,
Nike'i, snapbacki, fullcapy - to śmieszne,
Rap to biznes, dla mnie rap jest czymś więcej,
to oczywiste, myślisz czemu rzucam to namiętnie?
Nie na łatwiznę poszedłem, gram kurwa.
Złodzieje na dzielnicy dobrze wiedzą co tu wrzucam.
Wszyscy żołnierze poligonów miejskich,
kurwy, harcerze, dilerzy, kto jeszcze?
Studenci, fizole, hustlerzy, gimboy'e, raperzy, homeboy'e,
rockersi, metale, milfy, małolatki, hipstery i gnoje
znają te rapy, mimo że niemodne.
Mainstream nigdy dla mnie
W bramie [???] ziomek wódkę
w bramie mnie znajdziesz
Nie w modnym klubie
i taki jestem
Kochaj mnie lub nienawidź,
bo obojętnie obok mnie nie przejdziesz,
bo oto jestem - nigdy nijaki
Masz cztery asy
kurwa to kareta
Chyba wygrywasz
o, nie, zaczekaj
Ja jestem jokerem i rozkurwiam Twoją talię
zwykłym człowiekiem, co zna się na rapie
[Młody SMF]
Nie miałem tak, ojciec nie dał mi fury na start,
za to dał mi dar jak na umór chlać.
I zanim porwał mnie wiatr, to wcześniej porwał mnie rap
Pytasz się czy mam w dupie wszystkich małolatów,
to odpowiem Ci, że tak.
Musiałem szybko wiać, zdobywać szczyty,
póki co dziesięć lat i zbliżam się ku wydaniu siódmej płyty.
Pierdolę Wasze featy,
bo musisz dużo ćwiczyć
i zanim coś nagramy, naucz się tu takty liczyć!
Poznałem smak porażki, zwycięstwo czuję teraz
Więcej pewnie bym grał, gdyby nie jebany melanż
i tak co tydzień gdzieś alko mnie zabiera
To hardcore'owa podróż, nie dziw się, że Cię tam nie ma
Znajomi mają pracę, studia, na wakacje plany, ja mam studio i ranek
Czy jestem najebany - pytanie
Wiadomo, że jestem, jak alko się tu lało od dwudziestej do dwudziestej.
[Jotes]
Czekali aż wejdę, więc wpadam jak John Carter,
Twój marny top chef, synu, to dla mnie parter.
Jak Szad piszę po nocach, bez skreśleń jak pisał Mozart,
a w mieście, z którego jestem gram wszędzie jak Bryant w kosza.
Łapię za majka jak za kraty Charles Bronson,
wtedy ufam tylko swoim mięśniom i swoim wąsom.
Zapraszam do mojej celi, mój mikrofon to Thompson,
sprzedam kiedyś tego rapu więcej niż Sony konsol.
I szkoda mi Cię, jak lecę po bicie,
Wy wszyscy tylko siedzicie,
pierdolicie, jak zjebane macie życie,
nic z tym nie robicie, tylko o tym mówicie,
na każdej nudnej płycie
stwierdzam badziewia nadużycie
i nienawidzicie lepszych, kiedy ta nienawiść zgaśnie?
Bit się tak ugina, że za chwilę trzaśnie.
Każdy cwaniak przy nas gaśnie,
jakbym rzucił kiepa na śnieg,
Młody znasz mnie,
chcesz mnie na sztos, to wiesz, że na nim masz mnie.
[Qsz]
Nie rozumiesz mnie, a jeśli nie, to czego chcesz ode mnie
Nie zmienię się, przecież zresztą też nie wiesz kim jestem
przez co przeszedłem, wiesz,
[???] tak naprawdę szczerze niewielu poda Ci rękę
Sam nie miałem więcej niż parę stów na starcie
Wyjeżdżając zabrałem tylko ten hajs, ciuchy i żarcie
I żałuję dziś, że jebnąłem dziennikarstwem,
ale minęło parę lat: przed lustrem stoję w krawacie
Poniósł mnie melanż, choć wolałbym, żeby to były tłumy
ale praca nad albumem nie przyniesie fortuny
Dziś stawiam na umiejętność i czysty umysł
Choć moje ziomy to alkoholicy, dilerzy i ćpuny
Nieraz musisz tłumić gniew, zacisnąć pięści,
nie możesz mieć o to do nikogo pretensji
Sam biegłem na oślep, zatraciłem się po części,
lecz dziś znów na powierzchni
i co teraz powiesz mi?
[Hincu]
Bo ja gram rap, długo piszę
Kryję świat po horyzont
Robię to tak, aby wszyscy, co za rap mnie nienawidzą
wiedzieli, że ja bez przerwy jestem w szczytowej formie
więc jeśli mam ogarnąć dla siebie ten rap, to bardzo dobrze
bo spotkamy się w barze, pogadamy o nim przy piwku,
bo w tym temacie [???] to nie pójdzie w pizdu
U nas tak to jest, że my lubimy się najebać
W kraju, gdzie padło ogrzewanie, więc gorzała nas rozgrzewa
Tego nam trzeba, tak, my wiemy o tym jak nikt inny
Kraj się rozpada, każdy umywa ręce, nikt nie jest winny
To koszmar tego państwa i cały czas to wraca
że byle do dziesiątego i praca, melanż, praca
Lajki, fanpage'e, fanki, backstage'e,
Nike'i, snapbacki, fullcapy - to śmieszne,
Rap to biznes, dla mnie rap jest czymś więcej,
to oczywiste, myślisz czemu rzucam to namiętnie?
Nie na łatwiznę poszedłem, gram kurwa.
Złodzieje na dzielnicy dobrze wiedzą co tu wrzucam.
Wszyscy żołnierze poligonów miejskich,
kurwy, harcerze, dilerzy, kto jeszcze?
Studenci, fizole, hustlerzy, gimboy'e, raperzy, homeboy'e,
rockersi, metale, milfy, małolatki, hipstery i gnoje
znają te rapy, mimo że niemodne.
Mainstream nigdy dla mnie
W bramie [???] ziomek wódkę
w bramie mnie znajdziesz
Nie w modnym klubie
i taki jestem
Kochaj mnie lub nienawidź,
bo obojętnie obok mnie nie przejdziesz,
bo oto jestem - nigdy nijaki
Masz cztery asy
kurwa to kareta
Chyba wygrywasz
o, nie, zaczekaj
Ja jestem jokerem i rozkurwiam Twoją talię
zwykłym człowiekiem, co zna się na rapie
[Młody SMF]
Nie miałem tak, ojciec nie dał mi fury na start,
za to dał mi dar jak na umór chlać.
I zanim porwał mnie wiatr, to wcześniej porwał mnie rap
Pytasz się czy mam w dupie wszystkich małolatów,
to odpowiem Ci, że tak.
Musiałem szybko wiać, zdobywać szczyty,
póki co dziesięć lat i zbliżam się ku wydaniu siódmej płyty.
Pierdolę Wasze featy,
bo musisz dużo ćwiczyć
i zanim coś nagramy, naucz się tu takty liczyć!
Poznałem smak porażki, zwycięstwo czuję teraz
Więcej pewnie bym grał, gdyby nie jebany melanż
i tak co tydzień gdzieś alko mnie zabiera
To hardcore'owa podróż, nie dziw się, że Cię tam nie ma
Znajomi mają pracę, studia, na wakacje plany, ja mam studio i ranek
Czy jestem najebany - pytanie
Wiadomo, że jestem, jak alko się tu lało od dwudziestej do dwudziestej.
[Jotes]
Czekali aż wejdę, więc wpadam jak John Carter,
Twój marny top chef, synu, to dla mnie parter.
Jak Szad piszę po nocach, bez skreśleń jak pisał Mozart,
a w mieście, z którego jestem gram wszędzie jak Bryant w kosza.
Łapię za majka jak za kraty Charles Bronson,
wtedy ufam tylko swoim mięśniom i swoim wąsom.
Zapraszam do mojej celi, mój mikrofon to Thompson,
sprzedam kiedyś tego rapu więcej niż Sony konsol.
I szkoda mi Cię, jak lecę po bicie,
Wy wszyscy tylko siedzicie,
pierdolicie, jak zjebane macie życie,
nic z tym nie robicie, tylko o tym mówicie,
na każdej nudnej płycie
stwierdzam badziewia nadużycie
i nienawidzicie lepszych, kiedy ta nienawiść zgaśnie?
Bit się tak ugina, że za chwilę trzaśnie.
Każdy cwaniak przy nas gaśnie,
jakbym rzucił kiepa na śnieg,
Młody znasz mnie,
chcesz mnie na sztos, to wiesz, że na nim masz mnie.
[Qsz]
Nie rozumiesz mnie, a jeśli nie, to czego chcesz ode mnie
Nie zmienię się, przecież zresztą też nie wiesz kim jestem
przez co przeszedłem, wiesz,
[???] tak naprawdę szczerze niewielu poda Ci rękę
Sam nie miałem więcej niż parę stów na starcie
Wyjeżdżając zabrałem tylko ten hajs, ciuchy i żarcie
I żałuję dziś, że jebnąłem dziennikarstwem,
ale minęło parę lat: przed lustrem stoję w krawacie
Poniósł mnie melanż, choć wolałbym, żeby to były tłumy
ale praca nad albumem nie przyniesie fortuny
Dziś stawiam na umiejętność i czysty umysł
Choć moje ziomy to alkoholicy, dilerzy i ćpuny
Nieraz musisz tłumić gniew, zacisnąć pięści,
nie możesz mieć o to do nikogo pretensji
Sam biegłem na oślep, zatraciłem się po części,
lecz dziś znów na powierzchni
i co teraz powiesz mi?
[Hincu]
Bo ja gram rap, długo piszę
Kryję świat po horyzont
Robię to tak, aby wszyscy, co za rap mnie nienawidzą
wiedzieli, że ja bez przerwy jestem w szczytowej formie
więc jeśli mam ogarnąć dla siebie ten rap, to bardzo dobrze
bo spotkamy się w barze, pogadamy o nim przy piwku,
bo w tym temacie [???] to nie pójdzie w pizdu
U nas tak to jest, że my lubimy się najebać
W kraju, gdzie padło ogrzewanie, więc gorzała nas rozgrzewa
Tego nam trzeba, tak, my wiemy o tym jak nikt inny
Kraj się rozpada, każdy umywa ręce, nikt nie jest winny
To koszmar tego państwa i cały czas to wraca
że byle do dziesiątego i praca, melanż, praca