Pieśń o Jarosławie Kaczyńskim Mirosław Hrynkiewicz
Tekst piosenki
-
2 oceny
Wybacz mi ojcze, wybacz mi matko, że wódkę piję dziś sam,
bo tylko z wódką da się wyśpiewać, to co wyśpiewać chce wam.
Piję do lustra, telewizora, wokół bezpieczny jest świat,
a my tu sami wypowiadamy wojnę, my przeciw wam.
Panie Kaczyński, Panie Kaczyński, co ci kazało, co?,
wypuścić z piekieł dawne demony, by nawiedziły nasz dom?
Było dla wszystkich tak oczywiste, kto tu jest dobry, kto zły,
po tej złej stronie zdrajcy czerwoni, a po tej dobrej wy.
Staliśmy razem przeciw czerwonym, gdy ty rzuciłeś nam w twarz,
pełną plugastwa puszkę Pandory, co podzieliła nas.
Panie Kaczyński, Panie Kaczyński, na cóż ci było to?
kiedy my z czoła gnój ocieramy, czerwoni śmieją się w głos.
Zwycięstw jest mało w naszych annałach, miesiące symbole klęsk,
ten jeden sierpień zajaśniał pięknie, ty klęskę w nim widzieć chcesz.
Tylko zwycięstwa przynoszą chwałę, niech pozna je cały świat,
pamięć o klęskach, to dla nas lekcja, niech w naszych sercach trwa.
Panie Kaczyński, Panie Kaczyński, jak milczeć mam, gdy ty,
nawet ten sierpień zamieniasz w klęskę, dzieląc na dobrych i złych.
Sąsiadów lepiej mieć za przyjaciół, lecz tobie, to nie w smak,
ty im nie ufasz, gdy zapraszają pod jeden wspólny dach.
Nasza Ojczyzna leży nad Wisłą, nie zdołasz przenieść jej,
ani za góry, ani za lasy, musi zostać, gdzie jest.
Panie Kaczyński, Panie Kaczyński, sąsiadów dzielić chcesz,
na gorszych tych, co blisko nas żyją i lepszych za morzem gdzieś.
Wschód albo Zachód, drogę na Zachód otworzył sierpniowy dzień,
ty trzecią drogą chcesz nas prowadzić, gdzie?, nie wiadomo gdzie?
Ani na północ, nie na południe, na zachód, ani na wschód,
historia uczy i ty wiesz o tym, że nie ma trzecich dróg.
Panie Kaczyński, Panie Kaczyński, czemu nas dzielisz dziś?,
na dobrych, co w ciemno idą za tobą i złych, co nie chcą tam iść?
Twoją ostoją, ci co się boją nowych nieznanych dni,
a ty ich mamisz tym, czym socjalizm przez lata mamił ich.
Dodałeś tylko kontusz i szablę, błądząc w przeszłości mgle,
gdy inni dawno w przyszłość wybiegli, pokonując swój lek.
Panie Kaczyński, Panie Kaczyński, znów dzielisz chcesz, czy nie,
na dobrych tych, co boją się więcej i złych, co boją się mniej.
Na twym sztandarze Jezusa niosą, lecz jakąś inną ma twarz,
ten z Galilei kochał nas wszystkich, twój tylko niektórych z nas.
Jezus prawdziwy nie mieszka w Toruniu, on mieszka z nami ja wiem,
on kocha Żyda i Rosjanina, Niemca i ciebie i mnie.
Panie Kaczyński, Panie Kaczyński, zamiast obdzielać nas w krąg,
tą Jezusową miłością wielką, Ty dzielisz każdy nasz dom.
Mąż przeciw żonie, kłótnie dozgonne, kto lepszym Polakiem był,
łóżko pod nimi wzdłuż przełamane, jakże odnajdą się w nim.
Syn przeciw ojcu, wnuk przeciw dziatkom, a przeciw siostrze brat,
w tylu rodzinach stół przerąbany, jak mają chleb na nim kłaść?
Panie Kaczyński, Panie Kaczyński, dom nasz i łóżko i stół,
nawet Jezusa z krzyżem drewnianym przepiłowałeś na pół.
Kto ciebie skrzywdził, anioł, czy diabeł, że tak odpłacasz nam,
dzielisz i ranisz i wiek upłynie nim wyliżemy się z ran.
Zatykam uszy, nie chcę już słyszeć, kto tu jest dobry, kto zły,
czas i historia na to odpowie, ale nie dziś i nie ty.
Wybacz mi ojcze, wybacz mi matko, wybaczcie mi ten stan,
że zamiast w wódce utopić smutki, w smutku topię się sam.
bo tylko z wódką da się wyśpiewać, to co wyśpiewać chce wam.
Piję do lustra, telewizora, wokół bezpieczny jest świat,
a my tu sami wypowiadamy wojnę, my przeciw wam.
Panie Kaczyński, Panie Kaczyński, co ci kazało, co?,
wypuścić z piekieł dawne demony, by nawiedziły nasz dom?
Było dla wszystkich tak oczywiste, kto tu jest dobry, kto zły,
po tej złej stronie zdrajcy czerwoni, a po tej dobrej wy.
Staliśmy razem przeciw czerwonym, gdy ty rzuciłeś nam w twarz,
pełną plugastwa puszkę Pandory, co podzieliła nas.
Panie Kaczyński, Panie Kaczyński, na cóż ci było to?
kiedy my z czoła gnój ocieramy, czerwoni śmieją się w głos.
Zwycięstw jest mało w naszych annałach, miesiące symbole klęsk,
ten jeden sierpień zajaśniał pięknie, ty klęskę w nim widzieć chcesz.
Tylko zwycięstwa przynoszą chwałę, niech pozna je cały świat,
pamięć o klęskach, to dla nas lekcja, niech w naszych sercach trwa.
Panie Kaczyński, Panie Kaczyński, jak milczeć mam, gdy ty,
nawet ten sierpień zamieniasz w klęskę, dzieląc na dobrych i złych.
Sąsiadów lepiej mieć za przyjaciół, lecz tobie, to nie w smak,
ty im nie ufasz, gdy zapraszają pod jeden wspólny dach.
Nasza Ojczyzna leży nad Wisłą, nie zdołasz przenieść jej,
ani za góry, ani za lasy, musi zostać, gdzie jest.
Panie Kaczyński, Panie Kaczyński, sąsiadów dzielić chcesz,
na gorszych tych, co blisko nas żyją i lepszych za morzem gdzieś.
Wschód albo Zachód, drogę na Zachód otworzył sierpniowy dzień,
ty trzecią drogą chcesz nas prowadzić, gdzie?, nie wiadomo gdzie?
Ani na północ, nie na południe, na zachód, ani na wschód,
historia uczy i ty wiesz o tym, że nie ma trzecich dróg.
Panie Kaczyński, Panie Kaczyński, czemu nas dzielisz dziś?,
na dobrych, co w ciemno idą za tobą i złych, co nie chcą tam iść?
Twoją ostoją, ci co się boją nowych nieznanych dni,
a ty ich mamisz tym, czym socjalizm przez lata mamił ich.
Dodałeś tylko kontusz i szablę, błądząc w przeszłości mgle,
gdy inni dawno w przyszłość wybiegli, pokonując swój lek.
Panie Kaczyński, Panie Kaczyński, znów dzielisz chcesz, czy nie,
na dobrych tych, co boją się więcej i złych, co boją się mniej.
Na twym sztandarze Jezusa niosą, lecz jakąś inną ma twarz,
ten z Galilei kochał nas wszystkich, twój tylko niektórych z nas.
Jezus prawdziwy nie mieszka w Toruniu, on mieszka z nami ja wiem,
on kocha Żyda i Rosjanina, Niemca i ciebie i mnie.
Panie Kaczyński, Panie Kaczyński, zamiast obdzielać nas w krąg,
tą Jezusową miłością wielką, Ty dzielisz każdy nasz dom.
Mąż przeciw żonie, kłótnie dozgonne, kto lepszym Polakiem był,
łóżko pod nimi wzdłuż przełamane, jakże odnajdą się w nim.
Syn przeciw ojcu, wnuk przeciw dziatkom, a przeciw siostrze brat,
w tylu rodzinach stół przerąbany, jak mają chleb na nim kłaść?
Panie Kaczyński, Panie Kaczyński, dom nasz i łóżko i stół,
nawet Jezusa z krzyżem drewnianym przepiłowałeś na pół.
Kto ciebie skrzywdził, anioł, czy diabeł, że tak odpłacasz nam,
dzielisz i ranisz i wiek upłynie nim wyliżemy się z ran.
Zatykam uszy, nie chcę już słyszeć, kto tu jest dobry, kto zły,
czas i historia na to odpowie, ale nie dziś i nie ty.
Wybacz mi ojcze, wybacz mi matko, wybaczcie mi ten stan,
że zamiast w wódce utopić smutki, w smutku topię się sam.