Powołanie najsłabszych Adam Bilski
Tekst piosenki
Urodził się w stolicy dwadzieścia parę lat temu
Od dziecka sprawiał problemy rodzeństwu swojemu
Bo rodzice odeszli w nieszczęśliwym wypadku
Gdy on płakał w foteliku, oni umierali z przodu
To zdarzenie odcisnęło piętno na psychice
Nie rozumiał świata, patrzył, płakał, klął na życie
Nie myślał już o rodzicach, a tym bardziej o Bogu
tylko jak wypić z kolegami na rogu
Po czasie ulica stała się jego drugim domem
Wyrzucili go ze szkoły za aferę z prochem
Milczał na przesłuchaniu unosząc się honorem
Choć był niewinny to dla przyjaciół był robotem
A potem potem były oblane jego skronie
Gdy każdego dnia musiał stawać we własnej obronie
Aż zaczął szukać Prawdy pod kościołem na placu
gdzie pieniądze liczył w swoim zardzewiałym garnuszku
Prawda była blisko, więc wszedł do kościoła
Brudny, zapłakany, nie mógł wypowiedzieć słowa
Chrystus w swych Sakramentach rzucił go na kolana
I powiedział mu, że w jego życiu nastąpi zmiana
Nie spodziewał się, że kiedykolwiek przyjmie Sakramenty
Że Bóg spojrzy na niego i zleje łaskę wiary
To wszystko stało się faktem, gdy spotkał Bożego kapłana,
który świadectwem życia wskazał mu drogę do Pana
Minęły dwa lata, skończył liceum, zdał maturę
Godziny na kolanach jakby był ogarnięty Cudem
Każdego dnia Eucharystia przeżywana z emocjami
Wynosił wiarę z kościoła, dzielił się nią z kolegami
Aż pewnego dnia odpowiedział na Boże wołanie
"Powołanie? Chyba mi się tylko wydaje"
Zaryzykował, poszedł by odnaleźć swoje szczęście
Dziś mija kolejny rok jego święceń
Od dziecka sprawiał problemy rodzeństwu swojemu
Bo rodzice odeszli w nieszczęśliwym wypadku
Gdy on płakał w foteliku, oni umierali z przodu
To zdarzenie odcisnęło piętno na psychice
Nie rozumiał świata, patrzył, płakał, klął na życie
Nie myślał już o rodzicach, a tym bardziej o Bogu
tylko jak wypić z kolegami na rogu
Po czasie ulica stała się jego drugim domem
Wyrzucili go ze szkoły za aferę z prochem
Milczał na przesłuchaniu unosząc się honorem
Choć był niewinny to dla przyjaciół był robotem
A potem potem były oblane jego skronie
Gdy każdego dnia musiał stawać we własnej obronie
Aż zaczął szukać Prawdy pod kościołem na placu
gdzie pieniądze liczył w swoim zardzewiałym garnuszku
Prawda była blisko, więc wszedł do kościoła
Brudny, zapłakany, nie mógł wypowiedzieć słowa
Chrystus w swych Sakramentach rzucił go na kolana
I powiedział mu, że w jego życiu nastąpi zmiana
Nie spodziewał się, że kiedykolwiek przyjmie Sakramenty
Że Bóg spojrzy na niego i zleje łaskę wiary
To wszystko stało się faktem, gdy spotkał Bożego kapłana,
który świadectwem życia wskazał mu drogę do Pana
Minęły dwa lata, skończył liceum, zdał maturę
Godziny na kolanach jakby był ogarnięty Cudem
Każdego dnia Eucharystia przeżywana z emocjami
Wynosił wiarę z kościoła, dzielił się nią z kolegami
Aż pewnego dnia odpowiedział na Boże wołanie
"Powołanie? Chyba mi się tylko wydaje"
Zaryzykował, poszedł by odnaleźć swoje szczęście
Dziś mija kolejny rok jego święceń