Ulica rozpaczy (Desolation Row (Highway 61 Revisited - 1965)) Bob Dylan
Tekst piosenki i chwyty na gitarę
Sprzeda
Paszp
U la
I cy
Nadch
Co w m
Tancere
Nie da
Oddz
Jak ps
Lecz mni
Na te
Kopciuszek jakby na luzie
Mówi: ”Gdy jesteś nikim, to spieprzaj”
I wsuwa ręce do tylnych kieszeni
Jak pewna aktoreczka
Po chwili wchodzi Romeo
Pewny, że Julia jest jego
Lecz ktoś trzeźwi go mówiąc:
„Coś ci się miesza kolego”
Wnet gościa odprawili
Nie mogło stać się inaczej
Kopciuszek wciąż jeszcze zmiata
Ulicę Rozpaczy.
Księżyc już prawie zniknął
Gwiazdy przestały świecić
I nawet wróżka stąd
Zebrała już swoje rzeczy
Prócz Kaina i Abla
I z Notre Dame dzwonnika też
Wszyscy się kochają
Lub czekają na deszcz
A Dobry Samarytanin
Ubrany, aż miło popatrzeć
Idzie obejrzeć spektakl
Na Ulicy Rozpaczy.
Ofelia jest starą panną
Co pod oknem stoi
Lat ma dwadzieścia jeden
Bardzo o nią się boję
Jej zawód jest jej religią
Jej grzechem brak życia
Żelazną ma kamizelkę
Śmierć dla niej jest romantyczna
I choć w wielką tęczę Noego
Zauroczona patrzy
Czas spędza wpadając
Na Ulicę Rozpaczy.
Einstein przeszedł tędy
Przed jakąś godziną
Przebrany za Robin Hooda
Z kufrem wspomnień w mgle zginął
Wyglądał tak okropnie
Gdy żebrał o fajkę
Z nosem przy rynsztoku
Zapomniany całkiem
Choć teraz był nikim
Lecz jednak kiedyś coś znaczył
Na elektrycznych grał skrzypcach
Na Ulicy Rozpaczy.
Doktor Ohyda trzyma świat swój
W kubeczku ze skóry
Jego bezpłciowi pacjenci
Próbują przebić mury
I tutejsza przegrana
Pielęgniarka co rządzi cyjankiem
Ma w ręku karty z napisem:
„Zmiłuj się nad jego duszą”
Wszyscy grają na gwizdkach
Dmuchając ile siły
Usłyszysz, gdy z Ulicy Rozpaczy
Choć trochę się wychylisz.
Teraz po drugiej stronie
Szykują się do świąt
Przybili zasłony
Jak niejeden ksiądz
Łyżeczką karmią Casanovę
By poczuł się pewniej
Zatruwają słów morzem
I pewnością siebie
Upiór z Opery krzyczy
Do dziewcząt: „Wy się wynoście”!
Bo Casanova za to, że tu przyszedł
Karany jest właśnie.
O północy nadludzka załoga
I super agenci
Zbierają tu wszystkich
Którzy wiedzą coś więcej
Biorą ich do warsztatu
Nakładają ciężary
Do serc wmontowują
Śmiercionośne zegary
Wysyłają za nami
Różnorakich szpiegów
By z Ulicy Rozpaczy
Przypadkiem ktoś nie zbiegł.
Chwała Neptunowi Nerona
Titanic wypływa o świcie
„Po czyjej jesteś stronie”?
Przeraźliwie krzyczą
Na statku kapitańskim
Walczy dwóch poetów
Wokół szydercze uśmiechy
I bukiety kwiatów
Między oknami morza
Gdzie syreny skaczą
Nie trzeba wiele myśleć
O Ulicy Rozpaczy.
Dostałem twój list wczoraj
Akurat gdy klamka zapadła
Więc nie żartuj pytając
Jak mi leci, do diabła
Ci ludzie, o których mówisz
Zmarnieli aż tak, że
Musiałem pozmieniać
Ich imiona i twarze
Nie przysyłaj mi listów
Nie chcę już na nie patrzeć
Chyba, że wyślesz je do mnie
Z Ulicy Rozpaczy.
D
ją pocztówki z egzekucjiPaszp
G
orty skrzepły na brązD
U la
A7
lek dziś full marynarzyI cy
G
rk nie wiadomo skądD
Nadch
D
odzi ślepy urzędnikCo w m
G
ig wprawiony jest w tranD
sTancere
A7
czka się kręciNie da
G
jąc mu żadnych szanD
sOddz
G
iał specjalny już w akcjiJak ps
D
y z nosami przy ziemiLecz mni
A7
e i mojej paniNa te
G
j ulicy już nie ma.D
Kopciuszek jakby na luzie
Mówi: ”Gdy jesteś nikim, to spieprzaj”
I wsuwa ręce do tylnych kieszeni
Jak pewna aktoreczka
Po chwili wchodzi Romeo
Pewny, że Julia jest jego
Lecz ktoś trzeźwi go mówiąc:
„Coś ci się miesza kolego”
Wnet gościa odprawili
Nie mogło stać się inaczej
Kopciuszek wciąż jeszcze zmiata
Ulicę Rozpaczy.
Księżyc już prawie zniknął
Gwiazdy przestały świecić
I nawet wróżka stąd
Zebrała już swoje rzeczy
Prócz Kaina i Abla
I z Notre Dame dzwonnika też
Wszyscy się kochają
Lub czekają na deszcz
A Dobry Samarytanin
Ubrany, aż miło popatrzeć
Idzie obejrzeć spektakl
Na Ulicy Rozpaczy.
Ofelia jest starą panną
Co pod oknem stoi
Lat ma dwadzieścia jeden
Bardzo o nią się boję
Jej zawód jest jej religią
Jej grzechem brak życia
Żelazną ma kamizelkę
Śmierć dla niej jest romantyczna
I choć w wielką tęczę Noego
Zauroczona patrzy
Czas spędza wpadając
Na Ulicę Rozpaczy.
Einstein przeszedł tędy
Przed jakąś godziną
Przebrany za Robin Hooda
Z kufrem wspomnień w mgle zginął
Wyglądał tak okropnie
Gdy żebrał o fajkę
Z nosem przy rynsztoku
Zapomniany całkiem
Choć teraz był nikim
Lecz jednak kiedyś coś znaczył
Na elektrycznych grał skrzypcach
Na Ulicy Rozpaczy.
Doktor Ohyda trzyma świat swój
W kubeczku ze skóry
Jego bezpłciowi pacjenci
Próbują przebić mury
I tutejsza przegrana
Pielęgniarka co rządzi cyjankiem
Ma w ręku karty z napisem:
„Zmiłuj się nad jego duszą”
Wszyscy grają na gwizdkach
Dmuchając ile siły
Usłyszysz, gdy z Ulicy Rozpaczy
Choć trochę się wychylisz.
Teraz po drugiej stronie
Szykują się do świąt
Przybili zasłony
Jak niejeden ksiądz
Łyżeczką karmią Casanovę
By poczuł się pewniej
Zatruwają słów morzem
I pewnością siebie
Upiór z Opery krzyczy
Do dziewcząt: „Wy się wynoście”!
Bo Casanova za to, że tu przyszedł
Karany jest właśnie.
O północy nadludzka załoga
I super agenci
Zbierają tu wszystkich
Którzy wiedzą coś więcej
Biorą ich do warsztatu
Nakładają ciężary
Do serc wmontowują
Śmiercionośne zegary
Wysyłają za nami
Różnorakich szpiegów
By z Ulicy Rozpaczy
Przypadkiem ktoś nie zbiegł.
Chwała Neptunowi Nerona
Titanic wypływa o świcie
„Po czyjej jesteś stronie”?
Przeraźliwie krzyczą
Na statku kapitańskim
Walczy dwóch poetów
Wokół szydercze uśmiechy
I bukiety kwiatów
Między oknami morza
Gdzie syreny skaczą
Nie trzeba wiele myśleć
O Ulicy Rozpaczy.
Dostałem twój list wczoraj
Akurat gdy klamka zapadła
Więc nie żartuj pytając
Jak mi leci, do diabła
Ci ludzie, o których mówisz
Zmarnieli aż tak, że
Musiałem pozmieniać
Ich imiona i twarze
Nie przysyłaj mi listów
Nie chcę już na nie patrzeć
Chyba, że wyślesz je do mnie
Z Ulicy Rozpaczy.