Munch Paweł Wójcik

Korektę nadesłał
Pan Wywrotek
Pan Wywrotek
4 lata temu
Komentarz: automatyczna poprawa formatowania
Instrument: Tylko Tekst Gitara
Ja jestem Munch… Munch… Munch… Ten od „Krzyku” Tak przedstawiałem się w psychitryku A lekarz z modnie pociętym wąsem Pieścił mi skronie elektrowstrząsem Była niewinna jak lilia biała Pisała wiersze, Chopina grała Gdy w twarz jej rzekłem, że to pozory Fuknęła na mnie: „Pan, jesteś chory!” Nic nie obchodzą mnie twoje wiersze I to czy będę siódmy czy pierwszy Chcę dostać to co masz pod sukienką Ja jestem tylko szczery, Panienko Włócząc się po purytańskiej Europie Z łatwością brałem dziesiątki kobiet Z pozoru nietykalne damy Chętnie wchodziły z łóżka i bramy Czasem płaciłem drobne za miłość Żeby się działo to, co się śniło I przychodziły na monet dźwięki Syfilityczne z dzieckiem na reku Munch… Munch… Munch… Ten od „Krzyku” Tak przedstawiałem się w psychitryku A lekarz z modnie pociętym wąsem Pieścił mi skronie elektrowstrząsem Tak chciałbym wiedzieć czemu, dlaczego Czytałem wszystko Dostojewskiego Czytałem co mi wpadło w dłonie Czemu się boję i świat mi płonie? Czemu się ludzie tak na mnie patrzą Jakby widownią byli w teatrze Wszystko zamarło, nic się nie zmienia Rozrywa krtań krzyk przerażenia Gasnąca twarz, oczy wulkany Farbą szaleństwa świat zamazany Zmiażdżone usta krzyczą ku słońcu Rozrywam płuca krzykiem milczącym Paryża wróg – berliński klimat Zdrowa, siarczysta, norweska zima I gdzie bym nie był ściskały wnyki Zmywała mosty rzeka paniki Munch… Munch… Munch… Ten od „Krzyku” Tak przedstawiałem się w psychitryku A lekarz z modnie pociętym wąsem Pieścił mi skronie elektrowstrząsem Elektrowstrząsy ponoć pomogły Już jestem zdrowy, czuły i dobry I kocham ludzi miłością szczerą Działam społecznie, parafię wspieram Lecz przecież czuję odór podłości Spod płaszcza sztucznej przyzwoitości Nie wierzcie, mija doba za dobą I krzyknę sobie i będę sobą I będzie krzyk! Krzyk! Krzyk przerażenia W ładu ślepotę, plastik sumienia Na chwilę w tłumie obudzę winę I mnie z litości zmienią w roślinę I jeszcze krzykiem zapytam ciszy Powiem, że już mnie nikt nie usłyszy Nim prąd przybije mnie do dna Kto żył w obłędzie? Wy czy ja? Munch… Munch… Munch… Ten od „Krzyku” Tak znów przedstawię się w psychitryku A lekarz z modnie pociętym wąsem Podniesie poziom elektrowstrząsów I będzie krzyk! Krzyk! Krzyk przerażenia W ładu ślepotę, plastik sumienia Na chwilę w tłumie obudzę winę I mnie z litości zmienią w roślinę Munch…  
Ja jestem Munch, Munch, Munch - ten od "Krzyku" a Tak przedstawiałem się w psychiatryku E A lekarz z modnie podciętym wąsem d Pieścił mi skronie elektrowstrząsem E Była niewinna, jak lilia biała a Pisała wiersze, Chopina grała E Gdy w twarz jej rzekłem, że to są pozory d Fuknęła na mnie: „Pan, jesteś chory!” E Nic nie obchodzą mnie twoje wiersze I to, czy będę siódmy, czy pierwszy Chcę dostać to co masz pod sukienką Ja jestem tylko szczery, Panienko Włócząc się po purytańskiej Europie Z łatwością brałem dziesiątki kobiet Z pozoru nietykalne damy Chętnie wchodziły w łóżka i bramy Czasem płaciłem drobne za miłość Żeby się działo to, co się śniło I przychodziły na monet dźwięki Syfilityczne z dzieckiem na ręku Munch - ten od "Krzyku" Tak przedstawiałem się w psychiatryku A lekarz z modnie podciętym wąsem Pieścił mi skronie elektrowstrząsem Tak chciałbym wiedzieć: czemu, dlaczego Czytałem wszystko Dostojewskiego Czytałem, co mi wpadło w dłonie Czemu się boję i świat mi płonie? Czemu się ludzie tak na mnie patrzą Jakby widownią byli w teatrze Wszystko zamarło, nic się nie zmienia Rozrywa krtań krzyk przerażenia Gasnąca twarz, oczy wulkany Farbą szaleństwa świat zamazany Zmiażdżone usta krzyczą ku słońcu Rozrywam płuca krzykiem milczącym Paryża wróg – londyński klimat Zdrowa, siarczysta, norweska zima I gdzie bym nie był ściskały wnyki Zmywała mosty rzeka paniki Munch - ten od "Krzyku" Tak przedstawiałem się w psychiatryku A lekarz z modnie pociętym wąsem Pieścił mi skronie elektrowstrząsem Elektrowstrząsy ponoć pomogły Już jestem zdrowy, czuły i dobry I kocham ludzi miłością szczerą Działam społecznie, parafię wspieram Lecz przecież czuję odór podłości Spod płaszcza sztucznej przyzwoitości Niech jeszcze minie, doba za dobą I krzyknę szałem i będę sobą I będzie krzyk! Krzyk! Krzyk przerażenia! W ładu ślepotę, w plastik sumienia Na chwilę w tłumie obudzę winę Nim mnie z litości zmienią w roślinę I jeszcze krzykiem zapytam ciszy Powiem, że już mnie nikt nie usłyszy Nim prąd przybije mnie do dna Kto żył w obłędzie? Wy czy ja? Munch - ten od "Krzyku" Tak znów przedstawię się w psychiatryku A lekarz z modnie podciętym wąsem Podniesie poziom elektrowstrząsów I będzie krzyk! Krzyk! Krzyk przerażenia W ładu ślepotę, w plastik sumienia Na chwilę w tłumie obudzę winę Nim mnie z litości zmienią w roślinę Munch...


                      
Ja jestem Munch, Munch, Munch - ten od "Krzyku"  a
Tak przedstawiałem się w psychiatryku            E
A lekarz z modnie podciętym wąsem                d
Pieścił mi skronie elektrowstrząsem              E

Była niewinna, jak lilia biała                   a
Pisała wiersze, Chopina grała                    E
Gdy w twarz jej rzekłem, że to są pozory         d
Fuknęła na mnie: „Pan, jesteś chory!”            E

Nic nie obchodzą mnie twoje wiersze
I to, czy będę siódmy, czy pierwszy
Chcę dostać to co masz pod sukienką
Ja jestem tylko szczery, Panienko

Włócząc się po purytańskiej Europie
Z łatwością brałem dziesiątki kobiet
Z pozoru nietykalne damy
Chętnie wchodziły w łóżka i bramy

Czasem płaciłem drobne za miłość
Żeby się działo to, co się śniło
I przychodziły na monet dźwięki
Syfilityczne z dzieckiem na ręku

Munch - ten od "Krzyku"
Tak przedstawiałem się w psychiatryku
A lekarz z modnie podciętym wąsem
Pieścił mi skronie elektrowstrząsem

Tak chciałbym wiedzieć: czemu, dlaczego
Czytałem wszystko Dostojewskiego
Czytałem, co mi wpadło w dłonie
Czemu się boję i świat mi płonie?

Czemu się ludzie tak na mnie patrzą
Jakby widownią byli w teatrze
Wszystko zamarło, nic się nie zmienia
Rozrywa krtań krzyk przerażenia

Gasnąca twarz, oczy wulkany
Farbą szaleństwa świat zamazany
Zmiażdżone usta krzyczą ku słońcu
Rozrywam płuca krzykiem milczącym

Paryża wróg – londyński klimat
Zdrowa, siarczysta, norweska zima
I gdzie bym nie był ściskały wnyki
Zmywała mosty rzeka paniki

Munch - ten od "Krzyku"
Tak przedstawiałem się w psychiatryku
A lekarz z modnie pociętym wąsem
Pieścił mi skronie elektrowstrząsem

Elektrowstrząsy ponoć pomogły
Już jestem zdrowy, czuły i dobry
I kocham ludzi miłością szczerą
Działam społecznie, parafię wspieram

Lecz przecież czuję odór podłości
Spod płaszcza sztucznej przyzwoitości
Niech jeszcze minie, doba za dobą
I krzyknę szałem i będę sobą

I będzie krzyk! Krzyk! Krzyk przerażenia!
W ładu ślepotę, w plastik sumienia
Na chwilę w tłumie obudzę winę
Nim mnie z litości zmienią w roślinę

I jeszcze krzykiem zapytam ciszy
Powiem, że już mnie nikt nie usłyszy
Nim prąd przybije mnie do dna
Kto żył w obłędzie? Wy czy ja?

Munch - ten od "Krzyku"
Tak znów przedstawię się w psychiatryku
A lekarz z modnie podciętym wąsem
Podniesie poziom elektrowstrząsów

I będzie krzyk! Krzyk! Krzyk przerażenia
W ładu ślepotę, w plastik sumienia
Na chwilę w tłumie obudzę winę
Nim mnie z litości zmienią w roślinę

Munch...


Ja jestem Munch…
Munch…
Munch…
Ten od „Krzyku”
Tak przedstawiałem się w psychitryku
A lekarz z modnie pociętym wąsem
Pieścił mi skronie elektrowstrząsem

Była niewinna jak lilia biała
Pisała wiersze, Chopina grała
Gdy w twarz jej rzekłem, że to pozory
Fuknęła na mnie: „Pan, jesteś chory!”

Nic nie obchodzą mnie twoje wiersze
I to czy będę siódmy czy pierwszy
Chcę dostać to co masz pod sukienką
Ja jestem tylko szczery, Panienko

Włócząc się po purytańskiej Europie
Z łatwością brałem dziesiątki kobiet
Z pozoru nietykalne damy
Chętnie wchodziły z łóżka i bramy

Czasem płaciłem drobne za miłość
Żeby się działo to, co się śniło
I przychodziły na monet dźwięki
Syfilityczne z dzieckiem na reku

Munch…
Munch…
Munch…
Ten od „Krzyku”
Tak przedstawiałem się w psychitryku
A lekarz z modnie pociętym wąsem
Pieścił mi skronie elektrowstrząsem

Tak chciałbym wiedzieć czemu, dlaczego
Czytałem wszystko Dostojewskiego
Czytałem co mi wpadło w dłonie
Czemu się boję i świat mi płonie?

Czemu się ludzie tak na mnie patrzą
Jakby widownią byli w teatrze
Wszystko zamarło, nic się nie zmienia
Rozrywa krtań krzyk przerażenia

Gasnąca twarz, oczy wulkany
Farbą szaleństwa świat zamazany
Zmiażdżone usta krzyczą ku słońcu
Rozrywam płuca krzykiem milczącym

Paryża wróg – berliński klimat
Zdrowa, siarczysta, norweska zima
I gdzie bym nie był ściskały wnyki
Zmywała mosty rzeka paniki

Munch…
Munch…
Munch…
Ten od „Krzyku”
Tak przedstawiałem się w psychitryku
A lekarz z modnie pociętym wąsem
Pieścił mi skronie elektrowstrząsem

Elektrowstrząsy ponoć pomogły
Już jestem zdrowy, czuły i dobry
I kocham ludzi miłością szczerą
Działam społecznie, parafię wspieram

Lecz przecież czuję odór podłości
Spod płaszcza sztucznej przyzwoitości
Nie wierzcie, mija doba za dobą
I krzyknę sobie i będę sobą

I będzie krzyk!
Krzyk!
Krzyk przerażenia
W ładu ślepotę, plastik sumienia
Na chwilę w tłumie obudzę winę
I mnie z litości zmienią w roślinę

I jeszcze krzykiem zapytam ciszy
Powiem, że już mnie nikt nie usłyszy
Nim prąd przybije mnie do dna
Kto żył w obłędzie? Wy czy ja?


Munch…
Munch…
Munch…
Ten od „Krzyku”
Tak znów przedstawię się w psychitryku
A lekarz z modnie pociętym wąsem
Podniesie poziom elektrowstrząsów

I będzie krzyk!
Krzyk!
Krzyk przerażenia
W ładu ślepotę, plastik sumienia
Na chwilę w tłumie obudzę winę
I mnie z litości zmienią w roślinę

Munch…




Zasada Dobrego Harcerza
Wprowadzamy kilka zmian w zasadach kontrybucji. Przeczytaj co się zmieniło: Aktualizacja zasad.

Korekty +0 -0

Status: Zatwierdzona
Wartość: 18 punktów karmy

Głosy i komentarze

anonim

Historia

Pan Wywrotek
automatyczna poprawa formatowania
Korekty 4 lata temu