Odmiennych mową, wiarą, obyczajem... Jacek Kaczmarski
Instrument:
Tylko Tekst
Gitara
Odmiennych mową, wiarą, obyczajem
Na jednej drodze złączyły rozstaje.
W świetle tych gwiazd, co wędrowcom się jarzą,
Mogliśmy własnym przyglądać się twarzom.
Patrzeć na stopy, dłonie i kostury,
I dusze w workach z żywej, ludzkiej skóry.
Przy nocnych ogniach odpoczywał pochód -
Tam poznawaliśmy siebie po trochu.
Dziwny to widok był w błyskach płomieni -
Tacy niepełni, tacy zniekształceni:
Rysy słabości w grymasach siłaczy,
Maski uciechy na skurczach rozpaczy.
W źrenicach czujność od zmierzchu do świtu,
Na podorędziu broń kłamstwa i sprytu.
Do tego sznury, sztylety i pałki,
Lękliwe groźby, naiwne przechwałki.
Krew, któż wie czyja, przyschnięta do dłoni,
Nogi ucieczce skłonne i pogoni.
Dusze, jak zbite psy na wątłej smyczy,
Wywar wściekłości, krzywdy i goryczy.
Ale wraz z brzaskiem dalej szliśmy razem,
Niewysłowionym budzeni nakazem.
Silniejsi nawet słabszych podpierali,
By wszyscy doszli, gdzie dojść zamierzali.
Długo to trwało i zwątpiło wielu,
Aleśmy wreszcie dotarli do celu.
Czekał nas widok najzwyklejszy w świecie:
Stajenka, żłobek, ojciec, matka, dziecię.
Cud w tym był tylko, że na widok onych -
Każdy się poczuł - niedoczłowieczony,
W tym, że odchodził przejęty tęsknotą.
I tylko o to chodziło.
Tylko o to.
Słowa: Jacek Kaczmarski
Muzyka: Jacek Kaczmarski
Odmiennych mową, wiarą, obyczajem e Fis7/E F7+/E e
Na jednej drodze złączyły rozstaje. e Fis7/E F7+/E H7
W świetle tych gwiazd, co wędrowcom się jarzą, e E a/E e
Mogliśmy własnym przyglądać się twarzom. a6/E a6/H H7 e
Patrzeć na stopy, dłonie i kostury, e Fis7/E F7+/E e
I dusze w workach z żywej, ludzkiej skóry. e Fis7/E F7+/E H7
Przy nocnych ogniach odpoczywał pochód – e E a/E e
Tam poznawaliśmy siebie po trochu. a6/E a6/H H7 e
Dziwny to widok był w błyskach płomieni – E a
Tacy niepełni, tacy zniekształceni: D H H7
Rysy słabości w grymasach siłaczy, e Fis7/E F7+/E e
Maski uciechy na skurczach rozpaczy. e Fis7/E F7+/E H7
W źrenicach czujność od zmierzchu do świtu, e E a/E e
Na podorędziu broń kłamstwa i sprytu. a6/E a6/H H7 e
Do tego sznury, sztylety i pałki, E a
Lękliwe groźby, naiwne przechwałki. D H H7
Krew, któż wie czyja, przyschnięta do dłoni, e Fis7/E F7+/E e
Nogi ucieczce skłonne i pogoni. e Fis7/E F7+/E H7
Dusze, jak zbite psy na wątłej smyczy, e E a/E F
Wywar wściekłości, krzywdy i goryczy. e Fis7/E F7+/E H7 e
Ale wraz z brzaskiem dalej szliśmy razem, H E H
Niewysłowionym budzeni nakazem. H E H
Silniejsi nawet słabszych podpierali, D G D
By wszyscy doszli, gdzie dojść zamierzali. D H H7 (H7 C7+/H H7)
Długo to trwało i zwątpiło wielu, e Fis7/E F7+/E e
Aleśmy wreszcie dotarli do celu. e Fis7/E F7+/E H7
Czekał nas widok najzwyklejszy w świecie: H E H
Stajenka, żłobek, ojciec, matka, dziecię. H E H
Cud w tym był tylko, że na widok onych – D G D
Każdy się poczuł – niedoczłowieczony D H H7
W tym, że odchodził przejęty tęsknotą. E A/E a6/E E
I tylko o to chodziło. Tylko o to. E/Gis A6 H7 E A E
Odmiennych mową, wiarą, obyczajem
Na jednej drodze złączyły rozstaje.
W świetle tych gwiazd, co wędrowcom się jarzą,
Mogliśmy własnym przyglądać się twarzom.
Patrzeć na stopy, dłonie i kostury,
I dusze w workach z żywej, ludzkiej skóry.
Przy nocnych ogniach odpoczywał pochód –
Tam poznawaliśmy siebie po trochu.
Dziwny to widok był w błyskach płomieni –
Tacy niepełni, tacy zniekształceni:
Rysy słabości w grymasach siłaczy,
Maski uciechy na skurczach rozpaczy.
W źrenicach czujność od zmierzchu do świtu,
Na podorędziu broń kłamstwa i sprytu.
Do tego sznury, sztylety i pałki,
Lękliwe groźby, naiwne przechwałki.
Krew, któż wie czyja, przyschnięta do dłoni,
Nogi ucieczce skłonne i pogoni.
Dusze, jak zbite psy na wątłej smyczy,
Wywar wściekłości, krzywdy i goryczy.
Ale wraz z brzaskiem dalej szliśmy razem,
Niewysłowionym budzeni nakazem.
Silniejsi nawet słabszych podpierali,
By wszyscy doszli, gdzie dojść zamierzali.
Długo to trwało i zwątpiło wielu,
Aleśmy wreszcie dotarli do celu.
Czekał nas widok najzwyklejszy w świecie:
Stajenka, żłobek, ojciec, matka, dziecię.
Cud w tym był tylko, że na widok onych –
Każdy się poczuł – niedoczłowieczony
W tym, że odchodził przejęty tęsknotą.
I tylko o to chodziło. Tylko o to.
e
Fis7/E
F7+/E
e
Na jednej drodze złączyły rozstaje.
e
Fis7/E
F7+/E
H7
W świetle tych gwiazd, co wędrowcom się jarzą,
e
E
a/E
e
Mogliśmy własnym przyglądać się twarzom.
a6/E
a6/H
H7
e
Patrzeć na stopy, dłonie i kostury,
e
Fis7/E
F7+/E
e
I dusze w workach z żywej, ludzkiej skóry.
e
Fis7/E
F7+/E
H7
Przy nocnych ogniach odpoczywał pochód –
e
E
a/E
e
Tam poznawaliśmy siebie po trochu.
a6/E
a6/H
H7
e
Dziwny to widok był w błyskach płomieni –
E
a
Tacy niepełni, tacy zniekształceni:
D
H
H7
Rysy słabości w grymasach siłaczy,
e
Fis7/E
F7+/E
e
Maski uciechy na skurczach rozpaczy.
e
Fis7/E
F7+/E
H7
W źrenicach czujność od zmierzchu do świtu,
e
E
a/E
e
Na podorędziu broń kłamstwa i sprytu.
a6/E
a6/H
H7
e
Do tego sznury, sztylety i pałki,
E
a
Lękliwe groźby, naiwne przechwałki.
D
H
H7
Krew, któż wie czyja, przyschnięta do dłoni,
e
Fis7/E
F7+/E
e
Nogi ucieczce skłonne i pogoni.
e
Fis7/E
F7+/E
H7
Dusze, jak zbite psy na wątłej smyczy,
e
E
a/E
F
Wywar wściekłości, krzywdy i goryczy.
e
Fis7/E
F7+/E
H7
e
Ale wraz z brzaskiem dalej szliśmy razem,
H
E
H
Niewysłowionym budzeni nakazem.
H
E
H
Silniejsi nawet słabszych podpierali,
D
G
D
By wszyscy doszli, gdzie dojść zamierzali.
D
H
H7
(H7
C7+/H
H7
)Długo to trwało i zwątpiło wielu,
e
Fis7/E
F7+/E
e
Aleśmy wreszcie dotarli do celu.
e
Fis7/E
F7+/E
H7
Czekał nas widok najzwyklejszy w świecie:
H
E
H
Stajenka, żłobek, ojciec, matka, dziecię.
H
E
H
Cud w tym był tylko, że na widok onych –
D
G
D
Każdy się poczuł – niedoczłowieczony
D
H
H7
W tym, że odchodził przejęty tęsknotą.
E
A/E
a6/E
E
I tylko o to chodziło. Tylko o to.
E/Gis
A6
H7
E
A
E
Odmiennych mową, wiarą, obyczajem
Na jednej drodze złączyły rozstaje.
W świetle tych gwiazd, co wędrowcom się jarzą,
Mogliśmy własnym przyglądać się twarzom.
Patrzeć na stopy, dłonie i kostury,
I dusze w workach z żywej, ludzkiej skóry.
Przy nocnych ogniach odpoczywał pochód -
Tam poznawaliśmy siebie po trochu.
Dziwny to widok był w błyskach płomieni -
Tacy niepełni, tacy zniekształceni:
Rysy słabości w grymasach siłaczy,
Maski uciechy na skurczach rozpaczy.
W źrenicach czujność od zmierzchu do świtu,
Na podorędziu broń kłamstwa i sprytu.
Do tego sznury, sztylety i pałki,
Lękliwe groźby, naiwne przechwałki.
Krew, któż wie czyja, przyschnięta do dłoni,
Nogi ucieczce skłonne i pogoni.
Dusze, jak zbite psy na wątłej smyczy,
Wywar wściekłości, krzywdy i goryczy.
Ale wraz z brzaskiem dalej szliśmy razem,
Niewysłowionym budzeni nakazem.
Silniejsi nawet słabszych podpierali,
By wszyscy doszli, gdzie dojść zamierzali.
Długo to trwało i zwątpiło wielu,
Aleśmy wreszcie dotarli do celu.
Czekał nas widok najzwyklejszy w świecie:
Stajenka, żłobek, ojciec, matka, dziecię.
Cud w tym był tylko, że na widok onych -
Każdy się poczuł - niedoczłowieczony,
W tym, że odchodził przejęty tęsknotą.
I tylko o to chodziło.
Tylko o to.
Słowa: Jacek Kaczmarski
Muzyka: Jacek Kaczmarski
Na jednej drodze złączyły rozstaje.
W świetle tych gwiazd, co wędrowcom się jarzą,
Mogliśmy własnym przyglądać się twarzom.
Patrzeć na stopy, dłonie i kostury,
I dusze w workach z żywej, ludzkiej skóry.
Przy nocnych ogniach odpoczywał pochód -
Tam poznawaliśmy siebie po trochu.
Dziwny to widok był w błyskach płomieni -
Tacy niepełni, tacy zniekształceni:
Rysy słabości w grymasach siłaczy,
Maski uciechy na skurczach rozpaczy.
W źrenicach czujność od zmierzchu do świtu,
Na podorędziu broń kłamstwa i sprytu.
Do tego sznury, sztylety i pałki,
Lękliwe groźby, naiwne przechwałki.
Krew, któż wie czyja, przyschnięta do dłoni,
Nogi ucieczce skłonne i pogoni.
Dusze, jak zbite psy na wątłej smyczy,
Wywar wściekłości, krzywdy i goryczy.
Ale wraz z brzaskiem dalej szliśmy razem,
Niewysłowionym budzeni nakazem.
Silniejsi nawet słabszych podpierali,
By wszyscy doszli, gdzie dojść zamierzali.
Długo to trwało i zwątpiło wielu,
Aleśmy wreszcie dotarli do celu.
Czekał nas widok najzwyklejszy w świecie:
Stajenka, żłobek, ojciec, matka, dziecię.
Cud w tym był tylko, że na widok onych -
Każdy się poczuł - niedoczłowieczony,
W tym, że odchodził przejęty tęsknotą.
I tylko o to chodziło.
Tylko o to.
Słowa: Jacek Kaczmarski
Muzyka: Jacek Kaczmarski
Zasada Dobrego Harcerza
Wprowadzamy kilka zmian w zasadach kontrybucji. Przeczytaj co się zmieniło: Aktualizacja zasad.Korekty +0 -0
Status: ZatwierdzonaWartość: 18 punktów karmy
zaakceptował opracowanie 4 lata temu