1980 II Koniec Świata

Korektę nadesłał
Ten Lemur
Ten Lemur
3 lata temu
Instrument: Gitara
Chodzę tą ulicą którą znam od dawna d g Wydeptałem w niej ścieżki do Boga i diabła C a Oswajałem się na niej z ludźmi oraz z życiem d F Przytulała mnie w nocy i budziła o świcie C a Leżąc na niej widziałem spadające gwiazdy Z ustrojem i rządem zmieniali jej nazwy Jeszcze rosną tam drzewa w odstępach od siebie Razem z nimi korzenie zapuszczałem pod ziemie W obcych krajach dalekich z sercem na pagonie W poszarpanych myślach wracałem wciąż do niej Do tych pól malowanych zbożem rozmaitem Posrebrzanych pszenicą pozłacanych żytem Raz i dwa i trzy Tą samą ulicą co świt Kolejny krok Za mrokiem świt za świtem wciąż mrok Na apelach i wiecach mówcom puchną gęby Pustoszeją w niedziele narodowe urzędy Tyle razy to wszystko swe miejsce już miało Jak poskładać te myśli w jedną wielką całość Oficerom na czapkach dogasają gwiazdy Czarne wrony tarzają się w tym co nakradły Zakochani nie liczą już kolejnych wiosen Starzec gnie się przy oknie pogodził się z losem Zima składa ofiary na białe ołtarze Dorastając w tym kraju trzeźwiejemy z marzeń Każdy zdążył już uciec w swoja własna stronę Słońce chowa swą paszczę za ciężką zasłonę Tłum coś wita okrzykiem czapki lecą w górę Jezus schodzi z krzyża by zmieszać sie z tłumem Znowu Bóg sie narodzi w Boże Narodzenie Trzej Królowie przyjadą a z nimi żołnierze Diabeł zaciska zęby a Pan Bóg się krzywi Z nieudanych polowań wracają myśliwi Ograbieni z wolności przemycają ją w biegu Własną krwią wypisują jej imię na śniegu A na wiosnę w tym mieście rozkwitają dziewczyny W dzikim słońcu pęcznieją wiśnie i maliny Latem słodkie ich usta czerwienieją w słońcu Od początku do końca i znów od początku Ciągle jeszcze siedzimy w tym życia wagonie Choć juz wielu wysiadło na innym peronie Ciągle jeszcze siedzimy w tym życia wagonie Wciąż jedziemy przed siebie to jeszcze nie koniec Chodzę tą ulicą którą znam od dawna Wydeptałem w niej ścieżki do Boga i diabła Oswajałem się na niej z ludźmi oraz z życiem Przytulała mnie w nocy i budziła o świcie Leżąc na niej widziałem spadające gwiazdy Z ustrojem i rządem zmieniali jej nazwy Jeszcze rosną tam drzewa w odstępach od siebie Razem z nimi korzenie zapuszczałem pod ziemie W obcych krajach dalekich z sercem na pagonie W poszarpanych myślach wracałem wciąż do niej Do tych pól malowanych zbożem rozmaitem Posrebrzanych pszenicą pozłacanych żytem Raz i dwa i trzy Tą samą ulicą co świt Kolejny krok Za mrokiem świt za świtem wciąż mrok Na apelach i wiecach mówcom puchną gęby Pustoszeją w niedziele narodowe urzędy Tyle razy to wszystko swe miejsce już miało Jak poskładać te myśli w jedną wielką całość Oficerom na czapkach dogasają gwiazdy Czarne wrony tarzają się w tym co nakradły Zakochani nie liczą już kolejnych wiosen Starzec gnie się przy oknie pogodził się z losem Zima składa ofiary na białe ołtarze Dorastając w tym kraju trzeźwiejemy z marzeń Każdy zdążył już uciec w swoja własna stronę Słońce chowa swą paszczę za ciężką zasłonę Tłum coś wita okrzykiem czapki lecą w górę Jezus schodzi z krzyża by zmieszać sie z tłumem Znowu Bóg sie narodzi w Boże Narodzenie Trzej Królowie przyjadą a z nimi żołnierze Diabeł zaciska zęby a Pan Bóg się krzywi Z nieudanych polowań wracają myśliwi Ograbieni z wolności przemycają ją w biegu Własną krwią wypisują jej imię na śniegu A na wiosnę w tym mieście rozkwitają dziewczyny W dzikim słońcu pęcznieją wiśnie i maliny Latem słodkie ich usta czerwienieją w słońcu Od początku do końca i znów od początku Ciągle jeszcze siedzimy w tym życia wagonie Choć juz wielu wysiadło na innym peronie Ciągle jeszcze siedzimy w tym życia wagonie Wciąż jedziemy przed siebie to jeszcze nie koniec
Chodzę tą ulicą którą znam od dawna d g Wydeptałem w niej ścieżki do Boga i diabła C a Oswajałem się na niej z ludźmi oraz z życiem d F Przytulała mnie w nocy i budziła o świcie C a Leżąc na niej widziałem spadające gwiazdy Z ustrojem i rządem zmieniali jej nazwy Jeszcze rosną tam drzewa w odstępach od siebie Razem z nimi korzenie zapuszczałem pod ziemie W obcych krajach dalekich z sercem na pagonie W poszarpanych myślach wracałem wciąż do niej Do tych pól malowanych zbożem rozmaitem Posrebrzanych pszenicą pozłacanych żytem Raz i dwa i trzy Tą samą ulicą co świt Kolejny krok Za mrokiem świt za świtem wciąż mrok Na apelach i wiecach mówcom puchną gęby Pustoszeją w niedziele narodowe urzędy Tyle razy to wszystko swe miejsce już miało Jak poskładać te myśli w jedną wielką całość Oficerom na czapkach dogasają gwiazdy Czarne wrony tarzają się w tym co nakradły Zakochani nie liczą już kolejnych wiosen Starzec gnie się przy oknie pogodził się z losem Zima składa ofiary na białe ołtarze Dorastając w tym kraju trzeźwiejemy z marzeń Każdy zdążył już uciec w swoja własna stronę Słońce chowa swą paszczę za ciężką zasłonę Tłum coś wita okrzykiem czapki lecą w górę Jezus schodzi z krzyża by zmieszać sie z tłumem Znowu Bóg sie narodzi w Boże Narodzenie Trzej Królowie przyjadą a z nimi żołnierze Diabeł zaciska zęby a Pan Bóg się krzywi Z nieudanych polowań wracają myśliwi Ograbieni z wolności przemycają ją w biegu Własną krwią wypisują jej imię na śniegu A na wiosnę w tym mieście rozkwitają dziewczyny W dzikim słońcu pęcznieją wiśnie i maliny Latem słodkie ich usta czerwienieją w słońcu Od początku do końca i znów od początku Ciągle jeszcze siedzimy w tym życia wagonie Choć juz wielu wysiadło na innym peronie Ciągle jeszcze siedzimy w tym życia wagonie Wciąż jedziemy przed siebie to jeszcze nie koniec


                      
Chodzę tą ulicą którą znam od dawna d g
Wydeptałem w niej ścieżki do Boga i diabła C a
Oswajałem się na niej z ludźmi oraz z życiem d F
Przytulała mnie w nocy i budziła o świcie C a
Leżąc na niej widziałem spadające gwiazdy
Z ustrojem i rządem zmieniali jej nazwy
Jeszcze rosną tam drzewa w odstępach od siebie
Razem z nimi korzenie zapuszczałem pod ziemie
W obcych krajach dalekich z sercem na pagonie
W poszarpanych myślach wracałem wciąż do niej
Do tych pól malowanych zbożem rozmaitem
Posrebrzanych pszenicą pozłacanych żytem

Raz i dwa i trzy
Tą samą ulicą co świt
Kolejny krok
Za mrokiem świt za świtem wciąż mrok

Na apelach i wiecach mówcom puchną gęby
Pustoszeją w niedziele narodowe urzędy
Tyle razy to wszystko swe miejsce już miało
Jak poskładać te myśli w jedną wielką całość
Oficerom na czapkach dogasają gwiazdy
Czarne wrony tarzają się w tym co nakradły
Zakochani nie liczą już kolejnych wiosen
Starzec gnie się przy oknie pogodził się z losem
Zima składa ofiary na białe ołtarze
Dorastając w tym kraju trzeźwiejemy z marzeń
Każdy zdążył już uciec w swoja własna stronę
Słońce chowa swą paszczę za ciężką zasłonę

Tłum coś wita okrzykiem czapki lecą w górę
Jezus schodzi z krzyża by zmieszać sie z tłumem
Znowu Bóg sie narodzi w Boże Narodzenie
Trzej Królowie przyjadą a z nimi żołnierze
Diabeł zaciska zęby a Pan Bóg się krzywi
Z nieudanych polowań wracają myśliwi
Ograbieni z wolności przemycają ją w biegu
Własną krwią wypisują jej imię na śniegu
A na wiosnę w tym mieście rozkwitają dziewczyny
W dzikim słońcu pęcznieją wiśnie i maliny
Latem słodkie ich usta czerwienieją w słońcu
Od początku do końca i znów od początku

Ciągle jeszcze siedzimy w tym życia wagonie
Choć juz wielu wysiadło na innym peronie
Ciągle jeszcze siedzimy w tym życia wagonie
Wciąż jedziemy przed siebie to jeszcze nie koniec

Chodzę tą ulicą którą znam od dawna d g
Wydeptałem w niej ścieżki do Boga i diabła C a
Oswajałem się na niej z ludźmi oraz z życiem d F
Przytulała mnie w nocy i budziła o świcie C a
Leżąc na niej widziałem spadające gwiazdy
Z ustrojem i rządem zmieniali jej nazwy
Jeszcze rosną tam drzewa w odstępach od siebie
Razem z nimi korzenie zapuszczałem pod ziemie
W obcych krajach dalekich z sercem na pagonie
W poszarpanych myślach wracałem wciąż do niej
Do tych pól malowanych zbożem rozmaitem
Posrebrzanych pszenicą pozłacanych żytem

Raz i dwa i trzy
Tą samą ulicą co świt
Kolejny krok
Za mrokiem świt za świtem wciąż mrok

Na apelach i wiecach mówcom puchną gęby
Pustoszeją w niedziele narodowe urzędy
Tyle razy to wszystko swe miejsce już miało
Jak poskładać te myśli w jedną wielką całość
Oficerom na czapkach dogasają gwiazdy
Czarne wrony tarzają się w tym co nakradły
Zakochani nie liczą już kolejnych wiosen
Starzec gnie się przy oknie pogodził się z losem
Zima składa ofiary na białe ołtarze
Dorastając w tym kraju trzeźwiejemy z marzeń
Każdy zdążył już uciec w swoja własna stronę
Słońce chowa swą paszczę za ciężką zasłonę

Tłum coś wita okrzykiem czapki lecą w górę
Jezus schodzi z krzyża by zmieszać sie z tłumem
Znowu Bóg sie narodzi w Boże Narodzenie
Trzej Królowie przyjadą a z nimi żołnierze
Diabeł zaciska zęby a Pan Bóg się krzywi
Z nieudanych polowań wracają myśliwi
Ograbieni z wolności przemycają ją w biegu
Własną krwią wypisują jej imię na śniegu
A na wiosnę w tym mieście rozkwitają dziewczyny
W dzikim słońcu pęcznieją wiśnie i maliny
Latem słodkie ich usta czerwienieją w słońcu
Od początku do końca i znów od początku

Ciągle jeszcze siedzimy w tym życia wagonie
Choć juz wielu wysiadło na innym peronie
Ciągle jeszcze siedzimy w tym życia wagonie
Wciąż jedziemy przed siebie to jeszcze nie koniec Chodzę tą ulicą którą znam od dawna Wydeptałem w niej ścieżki do Boga i diabła Oswajałem się na niej z ludźmi oraz z życiem Przytulała mnie w nocy i budziła o świcie Leżąc na niej widziałem spadające gwiazdy Z ustrojem i rządem zmieniali jej nazwy Jeszcze rosną tam drzewa w odstępach od siebie Razem z nimi korzenie zapuszczałem pod ziemie W obcych krajach dalekich z sercem na pagonie W poszarpanych myślach wracałem wciąż do niej Do tych pól malowanych zbożem rozmaitem Posrebrzanych pszenicą pozłacanych żytem Raz i dwa i trzy Tą samą ulicą co świt Kolejny krok Za mrokiem świt za świtem wciąż mrok Na apelach i wiecach mówcom puchną gęby Pustoszeją w niedziele narodowe urzędy Tyle razy to wszystko swe miejsce już miało Jak poskładać te myśli w jedną wielką całość Oficerom na czapkach dogasają gwiazdy Czarne wrony tarzają się w tym co nakradły Zakochani nie liczą już kolejnych wiosen Starzec gnie się przy oknie pogodził się z losem Zima składa ofiary na białe ołtarze Dorastając w tym kraju trzeźwiejemy z marzeń Każdy zdążył już uciec w swoja własna stronę Słońce chowa swą paszczę za ciężką zasłonę Tłum coś wita okrzykiem czapki lecą w górę Jezus schodzi z krzyża by zmieszać sie z tłumem Znowu Bóg sie narodzi w Boże Narodzenie Trzej Królowie przyjadą a z nimi żołnierze Diabeł zaciska zęby a Pan Bóg się krzywi Z nieudanych polowań wracają myśliwi Ograbieni z wolności przemycają ją w biegu Własną krwią wypisują jej imię na śniegu A na wiosnę w tym mieście rozkwitają dziewczyny W dzikim słońcu pęcznieją wiśnie i maliny Latem słodkie ich usta czerwienieją w słońcu Od początku do końca i znów od początku Ciągle jeszcze siedzimy w tym życia wagonie Choć juz wielu wysiadło na innym peronie Ciągle jeszcze siedzimy w tym życia wagonie Wciąż jedziemy przed siebie to jeszcze nie koniec


Zasada Dobrego Harcerza
Wprowadzamy kilka zmian w zasadach kontrybucji. Przeczytaj co się zmieniło: Aktualizacja zasad.

Korekty +3 -0

Status: Zatwierdzona
Wartość: 2 punkty karmy

Głosy i komentarze

  • Nostradamus
    Nostradamus

    głosował za zatwierdzeniem 40 punktami 3 lata temu

  • yulqa
    yulqa

    głosował za zatwierdzeniem 20 punktami 3 lata temu

  • voit75
    voit75

    głosował za zatwierdzeniem 50 punktami 3 lata temu

anonim

Historia

Ten Lemur
Korekty 3 lata temu