Uciekający czas Duże Pe
Tekst piosenki
Oto historia przeniesiona przez tony basu,
Z miasta miliona ludzi zagubionych wśród czasu,
Gdzie rozpęd zrobił kolorowe życie na szaro,
Nadając iście katorżnicze tempo zegarom.
Sekundy porwały falą szczęście z prądem,
Walka o pensję przesterowała rozsądek
I nadporządek zapanował w mieście na "W",
Aż po zdarzenie, które przyszło we śnie tu.
Kiedy ku przerażeniu tych nabitych w schemat
Rano wyszło na jaw, ze zegarków nie ma.
Nocą wykonały cichy przemarsz przez miasto
I wzbiły się do lotu w końcu biorąc na własność
Każde tyknięcie każdej ze wskazówek.
Nie dziwi mnie, że żyć im było nie w smak, uwierz
Co drugie jutro wymagano od nich ostrym głosem,
By doba miała nie 2-4, a 4-8.
Na ścianach zostały białe plamy zamiast godzin,
Nie zwiały tylko te, które nie mogły już chodzić,
Ale one nie mogły już urodzić następnych,
Więc władze przejęły chwile oraz momenty,
A tego było za wiele dla napiętych terminarzy
Tych, co zawsze muszą wiedzieć co, gdzie, kiedy się zdarzy.
Za to ci, z których twarzy uśmiech starły normy
Podnieśli wzrok, no bo nareszcie byli wolni.
"Wolni" - jak to banalnie brzmi.
Kto by pomyślał, że to właśnie czas wyważy tu drzwi
Do pokoju, w którym ktoś pochował nasze radości,
Po czym utopił klucze w oceanie normalności.
Głoski zniosły wnioski, przytoczę jeden:
Daj czasem na luz, bo ten pęd cię pogrzebie.
7, 6, 5, ej, przestań odliczać.
Na "1" obudził mnie dźwięk budzika.
Z miasta miliona ludzi zagubionych wśród czasu,
Gdzie rozpęd zrobił kolorowe życie na szaro,
Nadając iście katorżnicze tempo zegarom.
Sekundy porwały falą szczęście z prądem,
Walka o pensję przesterowała rozsądek
I nadporządek zapanował w mieście na "W",
Aż po zdarzenie, które przyszło we śnie tu.
Kiedy ku przerażeniu tych nabitych w schemat
Rano wyszło na jaw, ze zegarków nie ma.
Nocą wykonały cichy przemarsz przez miasto
I wzbiły się do lotu w końcu biorąc na własność
Każde tyknięcie każdej ze wskazówek.
Nie dziwi mnie, że żyć im było nie w smak, uwierz
Co drugie jutro wymagano od nich ostrym głosem,
By doba miała nie 2-4, a 4-8.
Na ścianach zostały białe plamy zamiast godzin,
Nie zwiały tylko te, które nie mogły już chodzić,
Ale one nie mogły już urodzić następnych,
Więc władze przejęły chwile oraz momenty,
A tego było za wiele dla napiętych terminarzy
Tych, co zawsze muszą wiedzieć co, gdzie, kiedy się zdarzy.
Za to ci, z których twarzy uśmiech starły normy
Podnieśli wzrok, no bo nareszcie byli wolni.
"Wolni" - jak to banalnie brzmi.
Kto by pomyślał, że to właśnie czas wyważy tu drzwi
Do pokoju, w którym ktoś pochował nasze radości,
Po czym utopił klucze w oceanie normalności.
Głoski zniosły wnioski, przytoczę jeden:
Daj czasem na luz, bo ten pęd cię pogrzebie.
7, 6, 5, ej, przestań odliczać.
Na "1" obudził mnie dźwięk budzika.