Kamień drażniący ciszą Elżbieta Adamiak
Tekst piosenki
Kamień, drażniący ciszą
Serca niewyjawieniem
Trud odsłonięcia wnętrza
Zmienia go w dwa kamienie
Chodzimy tak po tym życiu
W rozum średnio zamożni
Zuchwali aż po "Dzień dobry"
Już przy "Dzień dobry" - ostrożni
Wypatrujemy barwnych plam
Na niebie szaro-ubogim
Łowcy motyli w czapkach na bakier
Znów cel wyblakły w pół drogi
Patrzymy w swoją nową stronę
Jak gdyby nic się nie stało
Najgorzej, że trzeba od nowa
Wrony malować na biało
I może kiedyś, później
Gdzieś tam przy końcu drogi
Naturalnością rzeczy zdumieni
Spojrzymy wreszcie pod nogi
Kamień drażniący ciszą
Serca niewyjawieniem
Trud odsłonięcia wnętrza
Zmienia go w dwa kamienie
Klękniemy przed starą kaplicą
Dobrych rad i ostrzeżeń
I chyba będziemy się modlić
Trochę za długo i nieszczerze
I może kiedyś, później
Gdzieś tam przy końcu drogi
Naturalnością rzeczy zdumieni
Spojrzymy wreszcie pod nogi
Serca niewyjawieniem
Trud odsłonięcia wnętrza
Zmienia go w dwa kamienie
Chodzimy tak po tym życiu
W rozum średnio zamożni
Zuchwali aż po "Dzień dobry"
Już przy "Dzień dobry" - ostrożni
Wypatrujemy barwnych plam
Na niebie szaro-ubogim
Łowcy motyli w czapkach na bakier
Znów cel wyblakły w pół drogi
Patrzymy w swoją nową stronę
Jak gdyby nic się nie stało
Najgorzej, że trzeba od nowa
Wrony malować na biało
I może kiedyś, później
Gdzieś tam przy końcu drogi
Naturalnością rzeczy zdumieni
Spojrzymy wreszcie pod nogi
Kamień drażniący ciszą
Serca niewyjawieniem
Trud odsłonięcia wnętrza
Zmienia go w dwa kamienie
Klękniemy przed starą kaplicą
Dobrych rad i ostrzeżeń
I chyba będziemy się modlić
Trochę za długo i nieszczerze
I może kiedyś, później
Gdzieś tam przy końcu drogi
Naturalnością rzeczy zdumieni
Spojrzymy wreszcie pod nogi