O'Malley's Bar Kinga Preis

Jestem wysoki dość Nie garbię się O.K.
W sumie sylwetka do pozazdroszczenia
Przypuszczam też że mam fotogeniczną twarz
To questia jest dobrego oświetlenia

O`Malley niezły bar prowadził vis a vis
Strasznie mnie suszy Nalej mi jednego
O`Malley nie pił już od ładnych paru lat
Nie jesteś pierwszy Znam ten ból kolego

Bar prawie pusty był Z radia się sączył blues
Muzyczka brzmiała całkiem całkiem miło
Mój ulubiony gin O`Malley nalał lecz
Podniosłem szklanke i mnie odrzuciło

Żołądek skręcił ból Oczy mi zaszły mgłą
Skąd tu się nagle wzięło tyle osób
Muszę przełamać wstręt Powstrzymać drżenie rąk
Krawat nadgarstek szyja - znasz ten sposób

Co pierwsze było Strzał czy alkoholu haust
O`Malley zginął nadzwyczajnie łatwo
Za łatwo Ale przez butelki grube dno
Padało na mnie fantastyczne światło

Człowiek zaczyna pić gdy miłości mu brak
I serce staje się rozdartą raną
Krzyczałem z wszystkich sił Sąsiedzi kocham was
Kurwa akurat fiut mi stanął

Bywam człowiekiem więc nie wierzę że jest bóg
Choć światło cechy może mieć mistyczne
Duszę śmiertelną mam Gówno wypełnia ją
Czego dowiedzie krzesło elektryczne

Widziałem raz w TV gatunek wstrętnych ryb
Co spuchnietymi czyszczą dno wargami
Missis O`Malley też już wyglądała tak
Jakby oddychać miała chęć skrzelami

Przypadkiem blisko był talerzy pełen zlew
A obok niego beczka na pomyje
Musiała tłustą twarz zanurzyć w gęstą ciecz
Przestała puszczać bąble więc nie żyje

Zwykle rodzinny bar przynosi marny grosz
Interes jednak kręcił się o dziwo
O`Malley córkę miał Każdy mógł drwić z Siobhan
Lecz podawała najwspanialsze piwo

Mimo brzydoty swej fascynowała mnie
Bo pracowita była i uczciwa
W pomyjach w brudzie w krwi w kłębek zwinęla się
Jak prorok Jonasz w brzuchu wieloryba

Chwyciłem ją za krtań Pękła jak kruche szkło
W radio Synfonię grali patetyczną
Caffrey od stołu wstał więc zastrzeliłem go
I zobaczyłem światłość extatyczną

Zacząłem śpiewać że brak silnej woli mi
Lecz pijąc zwalniam z kajdan swego ducha
A wtedy Pani Holmes zaczęła drzeć się tak
Że warto było moment jej posłuchać

Śpiewałem głośniej wciąż Wyłem jak stado hien
Warczałem i skomliłem niby szczeniak
Potem ruchomy cel zrobiłem z Pani Holmes
Jej mąż bezwzględnie mocne miał wrażenia

Splunął mi prosto w twarz Jesteś człowiekiem złym
Przez kilka chwil mnie to zastanowiło
Moralny traktat by się z tego zrobić mógł
Gdyby nie fakt że życie mnie znudziło

Życie znudziło mnie Dobrze zrozumcie to
Nie moje życie Te nadzwyczaj cenię
Iluminację lub subtelną cieni grę
Richarda Holmes`a zbrzydło mi istnienie

Ostatni nabój mam W ruletkę zagrać czas
Terkoce już bębenek zakręcony
Sprawdzę czy mister Holmes łut szczęścia będzie miał
Bluznęła krew Dołączył do swej żony

W tym mieście mieszkam już prawie trzydzieści lat
Nie jestem chyba obcy dla nikogo
Lecz sześć nowiutkich kul w komorach przyda się
Gdyby ktoś zechciał spojrzeć na mnie wrogo

Kolejno mister Brooks i młody Richardson
Padli od strzałów w O`Malley`a barze
Święty Sebastian żył mimo tak wielu ran
Nic piekniejszego nie ma niż witraże

Chyba że teatr Tak Kurtyna Rampy blask
To będzie naciekawszy spektakl w mieście
Wskoczyłem więc na bar i wygłosiłem spicz
Naprawdę cieszę się że tu jesteście

A wtedy Jerry Baal zaczął sie głupio śmiać
Ja to za afront wziąłem osobisty
Więc popielniczki trzask z hartowanego szkła
Ogłosił wyrok w sposób oczywisty

Czaszka ugięłą się Twarz pękła mu na pół
Krew się rozlała jak szkarłatny potok
A ja szeptałem wciąż Jerry ty mogłeś żyć
Ale dlaczego śmiałeś się idioto

Radio nie grało już Anielski śpiewał chór
Sam nie wiem czemu nagle przykleknąłem
Gdy obezwładnić mnie chciał Henry Davenport
To nawet się do niego uśmiechnąłem

Spust nacisnąlem i pocisk go trafił w brzuch
Do dziś zapomnieć sceny tej nie mogę
Bo Henry Davenport sam był zdziwiony że
wnętrzności mu wypadły na podłogę

Mierzyłem w niego znów żeby nie męczył się
Zawsze wrażliwy byłem na cierpienie
Lecz przeszkodziła mi w tym Kathleen Carpenter
Strzeliłem do niej przez zniecierpliwienie

Trochę mi było żal Z oczu znikałem im
Jak ciemniejące stare malowidła
Na szczęści whisky łyk zamienił nerwy w stal
Poczułem że ni wyrastają skrzydła

Korona z czarnych piór kryła złocistą twarz
To dla mnie Chick Corea grał La fiesta
Cudowną feerią barw bar O`Malley`a lśnił
Podszedłem cicho do Vincenta West`a

Siedział nie mówiąc nic ostatni myślał że
Uwadze zdoła ujść egzekutora
Lecz zaczął kurczyć się i był już dzieckiem gdy
Szepnąłem mu do ucha Vincent Pora

Wiesz Vincent ja cię znam Mieszkałem wiele lat
Tuż obok ciebie Jesteś zaskoczony
I twego syna znam Grałem z nim w piłkę raz
Popatrzył na mnie jakbym był szalony

Nic nie wiedziałem - rzekł - Kto wygrał Jak to kto
Strasznie mnie wkurza facet co się zgrywa
Gdy z bliska pada strzał to pocisk dziwna rzecz
Mózg rozwalając głowy pół urywa

Kolejny światła błysk był krótki niczym flesz
Ale dostrzegłem w lustrze swe odbicie
Tu stoi człowiek co nigdy nie widział by
Ktokolwiek wyglądał tak znakomicie

Dwa krucze skrzydła i wspaniały złoty szpon




Oceń to opracowanie
anonim