Na stacji Jerzego z Podebrad Zbigniew Zamachowski
Tekst piosenki
-
6 ulubionych
Widzimy się co dzień, na schodach w metrze,
gdy Ona jedzie na dół – a ja na powierzchnię...
Ja wracam z nocnej zmiany,
Ty pracujesz rano;
Ja jestem niewyspany,
Ty z twarzą zatroskaną...
A schody jadą, choć mogłyby stać,
na stacji Jerzego z Podiebrad...
Praga, o szóstej, sennie jeszcze ziewa
i tylko my naiwni, robimy, co trzeba...
Ja spieszę się z kliniki,
gna do kiosku Ona;
Zmęczone dwa trybiki,
dwie wyspy wśród miliona...
A schody jadą, choć mogłyby stać,
na stacji Jerzego z Podiebrad...
Choć o tej samej porze - randki są ruchome,
bo w tym tandemie każdy jedzie w swoją stronę
Ja w lewo, ona w prawo
nie ma odwrotu
Ją czeka "Rude Pravo",
a na mnie pusty pokój.
A schody jadą, choć mogłyby stać,
na stacji Jerzego z Podiebrad...
Na czarodziejskich schodach, czuję w sercu drżenie,
gdy kioskareczka Ewa śle mi swe spojrzenie.
W pośpiechu ledwie zdążę
szepnąć: „Witam, z rana”,
bo całowania, w biegu,
surowo się zabrania!
A schody jadą, choć mogłyby stać,
na stacji Jerzego z Podiebrad...
A Praga drzemie i nic jeszcze nie wie
o dwojgu zakochanych, zapatrzonych w siebie...
Już tęsknią nasze włosy,
w pędzie poplątane,
Do tego, co nas czeka...
Do tego, co nieznane...
A schody jadą, choć mogłyby stać,
na stacji Jerzego z Podiebrad...
gdy Ona jedzie na dół – a ja na powierzchnię...
Ja wracam z nocnej zmiany,
Ty pracujesz rano;
Ja jestem niewyspany,
Ty z twarzą zatroskaną...
A schody jadą, choć mogłyby stać,
na stacji Jerzego z Podiebrad...
Praga, o szóstej, sennie jeszcze ziewa
i tylko my naiwni, robimy, co trzeba...
Ja spieszę się z kliniki,
gna do kiosku Ona;
Zmęczone dwa trybiki,
dwie wyspy wśród miliona...
A schody jadą, choć mogłyby stać,
na stacji Jerzego z Podiebrad...
Choć o tej samej porze - randki są ruchome,
bo w tym tandemie każdy jedzie w swoją stronę
Ja w lewo, ona w prawo
nie ma odwrotu
Ją czeka "Rude Pravo",
a na mnie pusty pokój.
A schody jadą, choć mogłyby stać,
na stacji Jerzego z Podiebrad...
Na czarodziejskich schodach, czuję w sercu drżenie,
gdy kioskareczka Ewa śle mi swe spojrzenie.
W pośpiechu ledwie zdążę
szepnąć: „Witam, z rana”,
bo całowania, w biegu,
surowo się zabrania!
A schody jadą, choć mogłyby stać,
na stacji Jerzego z Podiebrad...
A Praga drzemie i nic jeszcze nie wie
o dwojgu zakochanych, zapatrzonych w siebie...
Już tęsknią nasze włosy,
w pędzie poplątane,
Do tego, co nas czeka...
Do tego, co nieznane...
A schody jadą, choć mogłyby stać,
na stacji Jerzego z Podiebrad...