Dziewanna, Róża, Gencjana Jeremi Przybora
Tekst piosenki
Niech pani się do mnie tak nie śmieje -
To we mnie ból słodki rozjątrza.
Ja nie wiem, co z sercem mi się dzieje -
Ten uśmiech to potrzask!
Niech pani przestanie już, na Boga,
Bo raną twój uśmiech mnie rani,
Na którą pomoże tylko okład
Z miłości i z pani...
A ona do mnie: "Pan wybaczy,
Na chwilę muszę na podwórko".
I zostawiła, o rozpaczy,
Mnie z jej dwunastoletnią córką.
Ty tak nie uśmiechaj się, dziecino,
Uśmiechem tym nazbyt dojrzałym...
Ze skutkiem, którego on przyczyną,
Mam kłopot niemały.
Spoważniej, dziecino, mi tu zaraz –
Twój uśmiech ci nie jest rówieśny!
I ten, co sprawiłaś nim, ambaras
Przekreślmy, przekreślmy.
Kolacja: szynka, płat łososia
Skropiony wódki zimnej chlustem.
Usługiwała nam gosposia
Z uśmiechem i wspaniałym biustem...
Gosposiu, ja proszę, niech gosposia
Uśmiechem się do mnie nie wdzięczy.
Ten uśmiech niepokój we mnie posiał,
Co jątrzy i męczy.
Tę dłoń z salaterką proszę do mnie
Kierować z powagą i serio -
Inaczej jam gotów się zapomnieć
Nad sznyclem z mizerią.
Nie mogąc z tym poradzić sobie,
Uciekłem i w wagonu szybie
Sunęły za mną twarze kobiet,
Co wszystkie były w moim typie.
O Różo, Gencjano, o Dziewanno -
Ten bukiet wciąż świeży to kara,
Żem zniszczył mą miłość zakochaną
We wszystkich was naraz.
Jest wiatr taki, co mi wciąż przynosi
Na chmurkach z dalekich stron przywianych
Ów blask uśmiechniętych ust gosposi,
Dziewczątka i mamy.
To we mnie ból słodki rozjątrza.
Ja nie wiem, co z sercem mi się dzieje -
Ten uśmiech to potrzask!
Niech pani przestanie już, na Boga,
Bo raną twój uśmiech mnie rani,
Na którą pomoże tylko okład
Z miłości i z pani...
A ona do mnie: "Pan wybaczy,
Na chwilę muszę na podwórko".
I zostawiła, o rozpaczy,
Mnie z jej dwunastoletnią córką.
Ty tak nie uśmiechaj się, dziecino,
Uśmiechem tym nazbyt dojrzałym...
Ze skutkiem, którego on przyczyną,
Mam kłopot niemały.
Spoważniej, dziecino, mi tu zaraz –
Twój uśmiech ci nie jest rówieśny!
I ten, co sprawiłaś nim, ambaras
Przekreślmy, przekreślmy.
Kolacja: szynka, płat łososia
Skropiony wódki zimnej chlustem.
Usługiwała nam gosposia
Z uśmiechem i wspaniałym biustem...
Gosposiu, ja proszę, niech gosposia
Uśmiechem się do mnie nie wdzięczy.
Ten uśmiech niepokój we mnie posiał,
Co jątrzy i męczy.
Tę dłoń z salaterką proszę do mnie
Kierować z powagą i serio -
Inaczej jam gotów się zapomnieć
Nad sznyclem z mizerią.
Nie mogąc z tym poradzić sobie,
Uciekłem i w wagonu szybie
Sunęły za mną twarze kobiet,
Co wszystkie były w moim typie.
O Różo, Gencjano, o Dziewanno -
Ten bukiet wciąż świeży to kara,
Żem zniszczył mą miłość zakochaną
We wszystkich was naraz.
Jest wiatr taki, co mi wciąż przynosi
Na chmurkach z dalekich stron przywianych
Ów blask uśmiechniętych ust gosposi,
Dziewczątka i mamy.