Syn wyklęty Mirek Breguła
Tekst piosenki
Młody był,
głodny cudów świata,
i serce miał na dłoni.
Jasny był,
trolom figle płatał,
bezbronnych obronił.
Ref: Zły wiatr
skradł mu wreszcie skrawek duszy,
zrzucił deszczem,
kąsając z wszystkich stron.
On się bał,
a świat świętował koniec suszy,
wszędzie radość
- a On?
Smutny był
pierwszy raz zapłakał,
i ruszył hen, przed siebie.
Setki mil
szukał swego światła,
i zniknął. Gdzie? - nie wiem.
Ref: Zły wiatr
skradł mu wreszcie skrawek duszy,
zrzucił deszczem,
kąsając z wszystkich stron.
On się bał,
a świat świętował koniec suszy,
wszędzie radość
- a On?
Bridge:
Pomiędzy nim a niebem,
bez przerwy hulał wiatr,
bezsilność otulona gniewem zbudziła brudne, drugie Ja.
Puściły grzechów wodze,
a w serce wkradł się jad,
i nikt nie stawał mu na drodze,
i wszyscy się musieli bać.
A wiatr całował niebo i w wielkie trąby dął,
bo wreszcie kogoś
tak dobrego w potwora zmienił siłą swą.
I tępił potwór trole,
bezbronnym ścinał łeb,
a wiatr podjudzał: musi boleć,
Co jest stary, gdzie ta krew ?!
Na świecie cudów nie ma,
już wolno pluć i kląć,
zbyt dobry człek jest nie do zniesienia,
czym prędzej trzeba zdeptać Go!
Więc szalał wespół z wiatrem,
aż wreszcie padł bez sił,
i przyśnił mu się taniec z światłem,
z czasów gdy aniołem był.
Obudził się zmęczony,
i błagał los o cud,
na wszystkie cztery świata strony
przegonił wiatr, i serca chłód.
I wrócił - syn wyklęty,
ni dobry to, ni zły,
splamiony krwią,
niedoszły święty,
skłócony z losem
zszedł na psy.
głodny cudów świata,
i serce miał na dłoni.
Jasny był,
trolom figle płatał,
bezbronnych obronił.
Ref: Zły wiatr
skradł mu wreszcie skrawek duszy,
zrzucił deszczem,
kąsając z wszystkich stron.
On się bał,
a świat świętował koniec suszy,
wszędzie radość
- a On?
Smutny był
pierwszy raz zapłakał,
i ruszył hen, przed siebie.
Setki mil
szukał swego światła,
i zniknął. Gdzie? - nie wiem.
Ref: Zły wiatr
skradł mu wreszcie skrawek duszy,
zrzucił deszczem,
kąsając z wszystkich stron.
On się bał,
a świat świętował koniec suszy,
wszędzie radość
- a On?
Bridge:
Pomiędzy nim a niebem,
bez przerwy hulał wiatr,
bezsilność otulona gniewem zbudziła brudne, drugie Ja.
Puściły grzechów wodze,
a w serce wkradł się jad,
i nikt nie stawał mu na drodze,
i wszyscy się musieli bać.
A wiatr całował niebo i w wielkie trąby dął,
bo wreszcie kogoś
tak dobrego w potwora zmienił siłą swą.
I tępił potwór trole,
bezbronnym ścinał łeb,
a wiatr podjudzał: musi boleć,
Co jest stary, gdzie ta krew ?!
Na świecie cudów nie ma,
już wolno pluć i kląć,
zbyt dobry człek jest nie do zniesienia,
czym prędzej trzeba zdeptać Go!
Więc szalał wespół z wiatrem,
aż wreszcie padł bez sił,
i przyśnił mu się taniec z światłem,
z czasów gdy aniołem był.
Obudził się zmęczony,
i błagał los o cud,
na wszystkie cztery świata strony
przegonił wiatr, i serca chłód.
I wrócił - syn wyklęty,
ni dobry to, ni zły,
splamiony krwią,
niedoszły święty,
skłócony z losem
zszedł na psy.