A jeden z tych co mieli Ją Włodzimierz Wysocki
Tekst piosenki
-
3 oceny
Nie chciałem śpiewać ani pić
i bez niej nie umiałem żyć;
to była miłość, szczenięca miłość.
A jeden ztych, co mieli ją
powiedział: "pędź gówniarzu won!",
aż mnie zmroziło.
A jeden z tych, co mieli ją,
ubliżał mi, wyzywał, klął;
ja się w ten układ wpychać nie chciałem.
Lecz kiedy miałem spadać już,
ona rzuciła krótko: "tchórz",
więc z nią zostałem.
A jeden z tych, co niech go szlag,
podskoczył do mnie krzycząć tak:
"chodź na solówkę, nie masz wyboru!".
Wychodzę, ma być sam na sam,
honor to święta rzecz, a tam -
ośmiu bandziorów.
Obcy mi cykor, bliski gniew;
nie mdlałem nigdy widząć krew;
nóż mieć w kieszeni zawsze wypada.
Trudno przewidzieć własny los,
lecz możesz pierwszy zadać cios -
to jest zasada.
Gdy zazgrzytała stal o kość,
myślałem będą mieli dość;
mogłem się cofnąć, lecz mi odbiło.
Źle, gdy się człowiek głupio rwie,
paru od tyłu zaszło mnie -
za późno było.
Pan prokurator z ran mych drwi;
zamknęły się więzienia drzwi;
tam w lazarecie dogorywałem.
Felczer na żywo rany szył
i mówił: "będziesz brachu żył!" -
a ja żyć chciałem.
Odsiedzę, co odsiedzieć mam;
ona nie przyjdzie - głowę dam;
ja jej nie winię, wcale nie winię.
Żyję pod konstelacją złą,
lecz jeden z tych, co mieli ją -
napewno zginie.
i bez niej nie umiałem żyć;
to była miłość, szczenięca miłość.
A jeden ztych, co mieli ją
powiedział: "pędź gówniarzu won!",
aż mnie zmroziło.
A jeden z tych, co mieli ją,
ubliżał mi, wyzywał, klął;
ja się w ten układ wpychać nie chciałem.
Lecz kiedy miałem spadać już,
ona rzuciła krótko: "tchórz",
więc z nią zostałem.
A jeden z tych, co niech go szlag,
podskoczył do mnie krzycząć tak:
"chodź na solówkę, nie masz wyboru!".
Wychodzę, ma być sam na sam,
honor to święta rzecz, a tam -
ośmiu bandziorów.
Obcy mi cykor, bliski gniew;
nie mdlałem nigdy widząć krew;
nóż mieć w kieszeni zawsze wypada.
Trudno przewidzieć własny los,
lecz możesz pierwszy zadać cios -
to jest zasada.
Gdy zazgrzytała stal o kość,
myślałem będą mieli dość;
mogłem się cofnąć, lecz mi odbiło.
Źle, gdy się człowiek głupio rwie,
paru od tyłu zaszło mnie -
za późno było.
Pan prokurator z ran mych drwi;
zamknęły się więzienia drzwi;
tam w lazarecie dogorywałem.
Felczer na żywo rany szył
i mówił: "będziesz brachu żył!" -
a ja żyć chciałem.
Odsiedzę, co odsiedzieć mam;
ona nie przyjdzie - głowę dam;
ja jej nie winię, wcale nie winię.
Żyję pod konstelacją złą,
lecz jeden z tych, co mieli ją -
napewno zginie.