Dialog przed telewizorem Włodzimierz Wysocki
Tekst piosenki
-
2 ulubione
Oj, Wań! nie mogę, ale klauny;
jeden drugiemu kopa dał.
Na gębie szminką upaćkany,
a gada tak, jakby się schlał.
A ten wygląda - spójrz no Wań -
jak szwagier - całkiem taki sam -
pijacka morda, nos jak kran -
no popatrz Wań.
Ty Zin od szwagra to się odczep;
jaki by nie był, ale brat.
Sama się w lustrze przejżyj - dobrze,
skubana miss na cały świat.
Zamiast się cieszyć byle czym,
do slepu byś skoczyła Zin.
Wyłącz ten cyrk - cholera z nim,
rusz tyłek Zin.
Oj, Wań - liliput, ale fajny;
w ścieralnym dżinsie - to jest szyk!
Takiego dżinsa w naszej tkalni
napewno by nie utkał nikt.
A twoi koleżkowie Wań,
to takie łajzy jak ty sam;
brzozową chodzą chlać do bram,
od rana Wań.
Ty na kolegów mi nie gadaj!
Lepiej swojego nosa patrz.
Żaden rodziny nie okrada,
a pije to, na co go stać.
To twój znajomy - słyszysz Zin,
ten, co na kurs chodziłaś z nim;
chlał nawet hamulcowy płyn,
pamiętasz Zin.
Oj, Wań - papuszki - gadające!
Obśmiałam się aż boli brzuch.
Co ona takie ma błyszczące,
wiadomo: zagraniczny ciuch.
W końcu kwartału - słyszysz Wań,
musisz mi kupić taki sam;
co mówisz Wań? Cham jesteś Wań.
No kup mi Wań!
A forsa skąd? Może ukradnę?
Dyrektor mi na premię wszedł.
Było ci pisać na mnie skargę?
Przecież pisałaś - może nie?
A zresztą, pomyśl sama Zin;
twe gabaryty w takim czymś;
sześć metrów kupić musiałbym,
daj spokój Zin.
Oj Wań, nie mogę, akrobaci;
na te ich sztuki patrzeć strach.
Jeden zmianowy od nas z pracy,
w klubie z kinkietu zwisał tak.
A ty, z roboty wrócisz Wań;
uwalisz się, jak jaki pan;
i śpisz, i co ja z życia mam,
nic nie mam Wań!
Ty chyba chcesz się mi narazić;
sama pchasz palec między drzwi.
Od rana zapieprz na zakładzie -
a pote w domu jeszcze ty!
I ty się głupio dziwisz Zin,
że idę wypić z byle kim.
Jakbym miał z tobą siedzieć Zin -
zwariowałbym!
jeden drugiemu kopa dał.
Na gębie szminką upaćkany,
a gada tak, jakby się schlał.
A ten wygląda - spójrz no Wań -
jak szwagier - całkiem taki sam -
pijacka morda, nos jak kran -
no popatrz Wań.
Ty Zin od szwagra to się odczep;
jaki by nie był, ale brat.
Sama się w lustrze przejżyj - dobrze,
skubana miss na cały świat.
Zamiast się cieszyć byle czym,
do slepu byś skoczyła Zin.
Wyłącz ten cyrk - cholera z nim,
rusz tyłek Zin.
Oj, Wań - liliput, ale fajny;
w ścieralnym dżinsie - to jest szyk!
Takiego dżinsa w naszej tkalni
napewno by nie utkał nikt.
A twoi koleżkowie Wań,
to takie łajzy jak ty sam;
brzozową chodzą chlać do bram,
od rana Wań.
Ty na kolegów mi nie gadaj!
Lepiej swojego nosa patrz.
Żaden rodziny nie okrada,
a pije to, na co go stać.
To twój znajomy - słyszysz Zin,
ten, co na kurs chodziłaś z nim;
chlał nawet hamulcowy płyn,
pamiętasz Zin.
Oj, Wań - papuszki - gadające!
Obśmiałam się aż boli brzuch.
Co ona takie ma błyszczące,
wiadomo: zagraniczny ciuch.
W końcu kwartału - słyszysz Wań,
musisz mi kupić taki sam;
co mówisz Wań? Cham jesteś Wań.
No kup mi Wań!
A forsa skąd? Może ukradnę?
Dyrektor mi na premię wszedł.
Było ci pisać na mnie skargę?
Przecież pisałaś - może nie?
A zresztą, pomyśl sama Zin;
twe gabaryty w takim czymś;
sześć metrów kupić musiałbym,
daj spokój Zin.
Oj Wań, nie mogę, akrobaci;
na te ich sztuki patrzeć strach.
Jeden zmianowy od nas z pracy,
w klubie z kinkietu zwisał tak.
A ty, z roboty wrócisz Wań;
uwalisz się, jak jaki pan;
i śpisz, i co ja z życia mam,
nic nie mam Wań!
Ty chyba chcesz się mi narazić;
sama pchasz palec między drzwi.
Od rana zapieprz na zakładzie -
a pote w domu jeszcze ty!
I ty się głupio dziwisz Zin,
że idę wypić z byle kim.
Jakbym miał z tobą siedzieć Zin -
zwariowałbym!