Ciężko ft KFM Dżogson
Tekst piosenki
Przewinąć czas tak pół roku dalej,
usiąść w fotelu i zobaczyć co się stanie.
Na nieświadomce przez życie w różowych okularach,
bo gdzie pojawia się strach tam zanika wiara.
Kiedyś myślałem że mógłbym tu latać,
dziś boje się tego że mógłbym tu spadać.
Z każdym dniem słabsza we mnie ta wiara,
nie umiem latać, mam efekt Ikara.
Zawsze coś spierdolę choć jakbym się starał,
taki mam defekt, taka jest moja wada.
Zbyt szybko może w fazę się wpierdalam
bo po pół roku ziom ona mówi do mnie nara.
Kolejna kawa, kolejny szlug sam się zjarał
i tak siedzę w tych czterech ścianach,
w dymu oparach.
Czuje że spadam,
ciągnie mnie w dół krzyż
co go mam na barach,
co go mam na barach.
Czasem wspomnienia ważą grubo ponad kilo
bo często stawiam na jakość a nie na ilość.
Chciałbym żyć tu i żyć tu chwilą,
lecz bagaż cięższy jest z każdą przebytą milą.
Myślałem ze wrócę do domu znajdę robotę,
wszystko będzie OK, nie będę myślał o niej,
ale wiesz co wyszło jak zawsze,
przekonałem się że mam bujną wyobraźnie.
Ciężko wymazać coś ważnego z pamięci,
ale oni dają rade jakby kurwa byli święci.
Nie jeden z nich ma takie same krzywe jazdy
i tak jak mi im nie przetłumaczysz,
nie da rady może szukają zwady,
może chcą się odciąć.
Nie raz myślałem o tym by rzucić się pod pociąg,
Pojechać gdzieś w chuj daleko osiąść,
Za siódmą górą i siódmą rzeką
Czasem wódka działa na mnie jak scorbolamid,
Czasem budzi wspomnienia, wybucham jak dynamit
Często chciałbym to rzucić, lecz walczę do końca
Coś w środku mówi mi idź w stronę słońca.
I tak idę przez burze, zawieje i wichury
i śmieje mi się ten co jest u góry.
Podobno miłosierny jest
Jaki jest sam dobrze wiesz (sam dobrze wiesz).
usiąść w fotelu i zobaczyć co się stanie.
Na nieświadomce przez życie w różowych okularach,
bo gdzie pojawia się strach tam zanika wiara.
Kiedyś myślałem że mógłbym tu latać,
dziś boje się tego że mógłbym tu spadać.
Z każdym dniem słabsza we mnie ta wiara,
nie umiem latać, mam efekt Ikara.
Zawsze coś spierdolę choć jakbym się starał,
taki mam defekt, taka jest moja wada.
Zbyt szybko może w fazę się wpierdalam
bo po pół roku ziom ona mówi do mnie nara.
Kolejna kawa, kolejny szlug sam się zjarał
i tak siedzę w tych czterech ścianach,
w dymu oparach.
Czuje że spadam,
ciągnie mnie w dół krzyż
co go mam na barach,
co go mam na barach.
Czasem wspomnienia ważą grubo ponad kilo
bo często stawiam na jakość a nie na ilość.
Chciałbym żyć tu i żyć tu chwilą,
lecz bagaż cięższy jest z każdą przebytą milą.
Myślałem ze wrócę do domu znajdę robotę,
wszystko będzie OK, nie będę myślał o niej,
ale wiesz co wyszło jak zawsze,
przekonałem się że mam bujną wyobraźnie.
Ciężko wymazać coś ważnego z pamięci,
ale oni dają rade jakby kurwa byli święci.
Nie jeden z nich ma takie same krzywe jazdy
i tak jak mi im nie przetłumaczysz,
nie da rady może szukają zwady,
może chcą się odciąć.
Nie raz myślałem o tym by rzucić się pod pociąg,
Pojechać gdzieś w chuj daleko osiąść,
Za siódmą górą i siódmą rzeką
Czasem wódka działa na mnie jak scorbolamid,
Czasem budzi wspomnienia, wybucham jak dynamit
Często chciałbym to rzucić, lecz walczę do końca
Coś w środku mówi mi idź w stronę słońca.
I tak idę przez burze, zawieje i wichury
i śmieje mi się ten co jest u góry.
Podobno miłosierny jest
Jaki jest sam dobrze wiesz (sam dobrze wiesz).