Piosenka dyrektrissy Irena Kwiatkowska
Tekst piosenki
Jam pogromczyni serc i zwierząt.
Gdy mnie zobaczą, zęby szczerzą
Lwy dzikie tudzież salonowe
I chęci mają wprost niezdrowe.
A mną aż wstrząsa dreszcz lubieżny,
Że cel ich pragnień taki zbieżny;
Że te i tamte lwy by chciały
Mym słodkim się nasycić ciałem.
Więc na wszystko gotowa
Wyzwania rzucam słowa:
"Jak potrafić-cie,
To się nasyćcie
Takie jest żyć-cie,
No nie?"
A ja lubię ryzyko,
A ja lubię ten dreszcz.
Taką duszę mam dziką,
Lecz bat w ręce mam też. Ole!
Sto lwów i mężczyzn poskromiłam.
Mnie tylko jeden - człowiek piła.
Rok mnie piłował o podwyżkę,
Aż raz do klatki wpuścił myszkę.
Właśnie w lwiej paszczy głowę miałam,
A tutaj mysz, do tego biała.
"Ratuj" - krzyknęłam przerażona -
"A co z podwyżką?" - "Załatwiona".
I na wszystko gotowa
Te rzuciłam mu słowa:
"Człowieku-pił-ło,
To obudził-ło
W mym sercu miłość
Do cię".
Przez rok dzielił, biedaczek,
Ze mną łoże i stół.
Aż mnie z innym zobaczył
I się przeciął na pół. Ole!
Po tej tragedii serc i zmysłów
Pojęłam, że me szczęście prysło.
I z oczu łzy dziś płyną aż mi,
Że nikt mnie tak już nie ujarzmi.
Że muszę wciąż być pogromczynią,
Bóstwem areny, serc boginią,
A w duchu tęsknić do geroja,
Który napędziłby mi boja.
Więc na wszystko gotowa
Wyzwania rzucam słowa:
"Gdzie jest ten orzeł,
Który mnie stworzy -
W krzesłach czy w loży,
Ach, gdzie?"
Bo ja nie chcę zachwytów,
Że nie boję się lwa.
Chcę być zwykłą kobitą,
Która myszy się ba. Ole!
Ach, przepraszam, bo może
Ktoś zrozumiał mnie źle.
Że jak w loży, to orzeł.
Więc wyjaśniam, że nie. Ole!
Gdy mnie zobaczą, zęby szczerzą
Lwy dzikie tudzież salonowe
I chęci mają wprost niezdrowe.
A mną aż wstrząsa dreszcz lubieżny,
Że cel ich pragnień taki zbieżny;
Że te i tamte lwy by chciały
Mym słodkim się nasycić ciałem.
Więc na wszystko gotowa
Wyzwania rzucam słowa:
"Jak potrafić-cie,
To się nasyćcie
Takie jest żyć-cie,
No nie?"
A ja lubię ryzyko,
A ja lubię ten dreszcz.
Taką duszę mam dziką,
Lecz bat w ręce mam też. Ole!
Sto lwów i mężczyzn poskromiłam.
Mnie tylko jeden - człowiek piła.
Rok mnie piłował o podwyżkę,
Aż raz do klatki wpuścił myszkę.
Właśnie w lwiej paszczy głowę miałam,
A tutaj mysz, do tego biała.
"Ratuj" - krzyknęłam przerażona -
"A co z podwyżką?" - "Załatwiona".
I na wszystko gotowa
Te rzuciłam mu słowa:
"Człowieku-pił-ło,
To obudził-ło
W mym sercu miłość
Do cię".
Przez rok dzielił, biedaczek,
Ze mną łoże i stół.
Aż mnie z innym zobaczył
I się przeciął na pół. Ole!
Po tej tragedii serc i zmysłów
Pojęłam, że me szczęście prysło.
I z oczu łzy dziś płyną aż mi,
Że nikt mnie tak już nie ujarzmi.
Że muszę wciąż być pogromczynią,
Bóstwem areny, serc boginią,
A w duchu tęsknić do geroja,
Który napędziłby mi boja.
Więc na wszystko gotowa
Wyzwania rzucam słowa:
"Gdzie jest ten orzeł,
Który mnie stworzy -
W krzesłach czy w loży,
Ach, gdzie?"
Bo ja nie chcę zachwytów,
Że nie boję się lwa.
Chcę być zwykłą kobitą,
Która myszy się ba. Ole!
Ach, przepraszam, bo może
Ktoś zrozumiał mnie źle.
Że jak w loży, to orzeł.
Więc wyjaśniam, że nie. Ole!