Kosmos i stopa Mateusz Nagórski

(za E. Stachurą)

Wobec Kosmosu – skłonność do błahostek
Winna napełniać mnie poczuciem winy.
Rodzą się gwiazdy, a ja – z krost wyrostek
Wciąż nie wyrosłem z napięć do pęciny.
Słońce w koronkach chmur – widoku kostek,
Co się aż proszą o tło krynoliny –
Nawet w pustyni nie zdoła mi zaćmić,
Choć jego żar i blask są dla mnie braćmi.

Na kostkach tych, co pomysł o miłostce
Obcasów stukiem zmysłom podsunęły,
Niosłaś przestrzenie jeszcze dla mnie obce,
Które mnie – chłopcu – zatykały przełyk;
I gdyby nie to, że jest tak, jak los chce –
Kiedyż by nasze kostki się zetknęły
Z niepowtarzalnym i rozkosznym chrzęstem
Szkieletów, co się pysznią jeszcze mięsem?

Z tych dwojga kulek obciągniętych skórą,
Skomponowanych z giętką struną ścięgna
(Przez które Achill żegnał życia urok,
Gdy Parys z łuku trafił go zza węgła)
– Dziesięć paluszków broni się z brawurą
Przed otępieniem, jakim kusi pięta,
Co już niejedno w swoim życiu przeszła,
A ciągle świeża, śnieżna i niespierzchła.

Całość – jest stopą. W niej spoczywa stałość
(Czego nie można orzec o kosmosie).
Na blask gwiazd nowych czeka się nieśmiało,
A światło zgasłych kłamie o ich losie.
Wiecznie łudziło to, co nie istniało,
Lub powstawało w spóźnionym rozgłosie –
Więc, skoro nie wiem na czym Wszechświat stoi,
Wolę uwielbiać Planety Stóp Twoich.




Oceń to opracowanie
anonim