Efekt Lampy Błyskowej Tuńcio
Tekst piosenki
Choć się śmieje, łypiąc wzrokiem rozszalałej bestii,
w środku łkam, połknąłbym tysiąc igieł, aby to odkręcić.
Mam ci opowiedzieć, aczkolwiek nie udzielisz mi amnestii?
Dobrze zatem, skup się, od zawsze ulegałem presjii.
Ktoś stoi nade mną, sapie jakby nie łapał oddechu.
Ktoś stoi nadremno, w letargu, osłupieni.
Otwórz zasnute mrokiem powieki bez pośpiechu,
to nie czas aby obawiać się cieni.
Porozrzucane wnętrzności, błyszczą w szkarłatnej czerwieni,
ulegają rozkładowi, potykam się o nie, nie moge wstać z ziemi.
Słyszę głos w głowie - znów narobiłeś niezły ambaras -
proste słowa wypowiedziane w przerażeniu, opatulnone w chaos.
Zerkam na własną dłoń skąpaną w ofiary flakach,
krew spływa po ręce, niczym poranna rosa z kwiata
zastanawiam się czy to prawda? czy też złudzenie?
czy na własnych zmysłach polegać powinienem?
Dlaczego, znalazłem się w środku tak ponurego przedstawienia?
czy to moje uczynki,są warte potępienia?
Zaraz! Stop! - unoszę się powoli
musze zebrać wszystkie myśli, nie mogę dać się paranoi
Przyspiesza mi puls, wydech spowalnia tętno,
podpieram się o drzewo rozgruchotaną ręką.
Muszę iść, mamrocze pod nosem słowa.
Muszę iść - w oddali wdzięcznie huczy sowa.
Krok za krokiem - powoli posuwam się do przodu
kruk za krukiem goni, wyrywając z dziobów cierpki mięsa ochłap
trzask gałęzi, chłodny wiatru podmuch,
w mej pamięci wrzask, pomieszczenie w ogniu
wnet nastanie brzask. Nie mogę już dłużej...
Wypuszczę go na chwile, lecz nie pozwolę uciec
Chyba zamknąłem powieki, wiem nie powinienem.
Teraz stoje tu i proszę o wybaczenie.
Błagam was! to zwykłe nieporozumienie.
Me serce czyste jak łza, a ponoć zadałem cierpienie.
Chcecie wieszać? dostarczyłem gorzkiej tragedii posmak?
Wysoki sądzie! przecież to był tylko koszmar...
w środku łkam, połknąłbym tysiąc igieł, aby to odkręcić.
Mam ci opowiedzieć, aczkolwiek nie udzielisz mi amnestii?
Dobrze zatem, skup się, od zawsze ulegałem presjii.
Ktoś stoi nade mną, sapie jakby nie łapał oddechu.
Ktoś stoi nadremno, w letargu, osłupieni.
Otwórz zasnute mrokiem powieki bez pośpiechu,
to nie czas aby obawiać się cieni.
Porozrzucane wnętrzności, błyszczą w szkarłatnej czerwieni,
ulegają rozkładowi, potykam się o nie, nie moge wstać z ziemi.
Słyszę głos w głowie - znów narobiłeś niezły ambaras -
proste słowa wypowiedziane w przerażeniu, opatulnone w chaos.
Zerkam na własną dłoń skąpaną w ofiary flakach,
krew spływa po ręce, niczym poranna rosa z kwiata
zastanawiam się czy to prawda? czy też złudzenie?
czy na własnych zmysłach polegać powinienem?
Dlaczego, znalazłem się w środku tak ponurego przedstawienia?
czy to moje uczynki,są warte potępienia?
Zaraz! Stop! - unoszę się powoli
musze zebrać wszystkie myśli, nie mogę dać się paranoi
Przyspiesza mi puls, wydech spowalnia tętno,
podpieram się o drzewo rozgruchotaną ręką.
Muszę iść, mamrocze pod nosem słowa.
Muszę iść - w oddali wdzięcznie huczy sowa.
Krok za krokiem - powoli posuwam się do przodu
kruk za krukiem goni, wyrywając z dziobów cierpki mięsa ochłap
trzask gałęzi, chłodny wiatru podmuch,
w mej pamięci wrzask, pomieszczenie w ogniu
wnet nastanie brzask. Nie mogę już dłużej...
Wypuszczę go na chwile, lecz nie pozwolę uciec
Chyba zamknąłem powieki, wiem nie powinienem.
Teraz stoje tu i proszę o wybaczenie.
Błagam was! to zwykłe nieporozumienie.
Me serce czyste jak łza, a ponoć zadałem cierpienie.
Chcecie wieszać? dostarczyłem gorzkiej tragedii posmak?
Wysoki sądzie! przecież to był tylko koszmar...