Anioł mówił do chłopaków Alicja Majewska, Halina Frąckowiak, Andrzej Zaucha
Tekst piosenki
-
3 oceny
Anioł mówił do chłopaków – nie masz szopki bez Polaków!
Więc kapotę na grzbiet bierzcie i do Betlejema spieszcie
wreszcie.
Potem dodał: Między nami, króle gnają tam z darami,
więc wy też podarki dajcie, wstydu mi nie przyczyniajcie.
Pamiętajcie!
A chłopcy wtedy stali, dumali, jak tu dalej,
bo się chałupa wali, może by ją zbijali,
ale gdzie znaleźć młotka i gwoździa też nie spotkasz
kropka.
Myślą chłopcy z Wołomina, niech ucieszy się dziecina.
To wie dobrze każdy głupi, trza grzechotkę Bogu kupić.
Choć się upić.
Pojechali do Warszawy, ale tam ważniejsze sprawy,
pojechali do Krakowa – tam zabawka nie gotowa.
Boli głowa.
Może by co dostali, ale gdy doczekali,
ceny w niebo wstąpiły, sakiewki się skurczyły,
kolęda im została.
Nie ma siły.
Przyszli wreszcie w wielkich bólach gdzieś na chwilę po Trzech Królach
i na Boga smutno patrzą, a Bóg na nich nie inaczej.
Raczej.
Wreszcie szepce Józef cieśla, króle dosyć nam przynieśli.
Zaśpiewajcie, a z ochotą, dam wam gwoździe, dam wam młotek.
Zaśpiewajcie, a z przytupem, to wymierzę wam chałupę,
z dachem wielkim tak jak trzeba z oknem na wysokie nieba.
A chłopcy jak zagrali, to aż się śnieg zapalił
i gwiazda jak pijana tańczyła aż do rana
i szła muzyka gromem nad całym świata domem.
Tyle w niej mocy było, że aż się złe skuliło
i wszyscy ludzie biedni na całej Bożej ziemi
poczuli się bogato okryci nieba szatą.
Chatą.
Potem na rozstajnych drogach pożegnali pięknie Boga,
Ty iść musisz na pustynię, nas też bieda nie ominie.
Gwoździe mamy, dom zbijemy, za dwa lata zapraszamy
i zagramy, i zagramy, dingu, dingu… Hej!
Więc kapotę na grzbiet bierzcie i do Betlejema spieszcie
wreszcie.
Potem dodał: Między nami, króle gnają tam z darami,
więc wy też podarki dajcie, wstydu mi nie przyczyniajcie.
Pamiętajcie!
A chłopcy wtedy stali, dumali, jak tu dalej,
bo się chałupa wali, może by ją zbijali,
ale gdzie znaleźć młotka i gwoździa też nie spotkasz
kropka.
Myślą chłopcy z Wołomina, niech ucieszy się dziecina.
To wie dobrze każdy głupi, trza grzechotkę Bogu kupić.
Choć się upić.
Pojechali do Warszawy, ale tam ważniejsze sprawy,
pojechali do Krakowa – tam zabawka nie gotowa.
Boli głowa.
Może by co dostali, ale gdy doczekali,
ceny w niebo wstąpiły, sakiewki się skurczyły,
kolęda im została.
Nie ma siły.
Przyszli wreszcie w wielkich bólach gdzieś na chwilę po Trzech Królach
i na Boga smutno patrzą, a Bóg na nich nie inaczej.
Raczej.
Wreszcie szepce Józef cieśla, króle dosyć nam przynieśli.
Zaśpiewajcie, a z ochotą, dam wam gwoździe, dam wam młotek.
Zaśpiewajcie, a z przytupem, to wymierzę wam chałupę,
z dachem wielkim tak jak trzeba z oknem na wysokie nieba.
A chłopcy jak zagrali, to aż się śnieg zapalił
i gwiazda jak pijana tańczyła aż do rana
i szła muzyka gromem nad całym świata domem.
Tyle w niej mocy było, że aż się złe skuliło
i wszyscy ludzie biedni na całej Bożej ziemi
poczuli się bogato okryci nieba szatą.
Chatą.
Potem na rozstajnych drogach pożegnali pięknie Boga,
Ty iść musisz na pustynię, nas też bieda nie ominie.
Gwoździe mamy, dom zbijemy, za dwa lata zapraszamy
i zagramy, i zagramy, dingu, dingu… Hej!