Serwus, OchTyVita! Kwartet ProForma
Tekst piosenki
-
1 ocena
muz. Przemysław Lembicz, sł. Jacek Kaczmarski
Przez krakowski rynek
naruszone krzynę
przemieszcza się sine
podobieństwo Stwórcy.
Zgubiło melonik,
piersióweczka w dłoni,
kurwamacie roni
i śpiwo az furcy!
Czym giermek Jazona,
czym internacjonał ?
szkapa uskrzydlona
nadstawia mi grzbietu.
Dźgam tętno tętentu
ostrogą talentu,
z kopyt krzeszę piękno ?
małmazję poetów!
Żyję dla poezji!
? Poezji się nie zji ?
nad wiadrami frezji
gdera pani Wacia.
Miał rząd dusz, bradiaga,
a Wacia ma stragan
i za nic jej blaga
zalanego facia.
A on w śmiechach, w szlochach
zaklina, że kocha
sercem, jak u Włocha,
belcantem Italii.
Wielośpiewny lament
zdradza temperament
splątany na amen
u talii Natalii.
Kace w łóżku ćwiczy
(łóżko Różewiczem,
a niekiedy Nietzschem
zatrącić potrafi);
Nie wyjaśnią flaszki
wyborów watażki,
a cisną go łaszki
z Czerwonej Parafii.
Wóda kończy człeka.
Poezja nie czeka,
do innych ucieka
młodości kochanka.
A on jednak śpiewa
własnych rymów niewart;
dygot, panie, krewa,
delirka poranka.
Cuchnący bies w pląsach
duszę Ildefonsa
starannie wytrząsa
z sakiewki rozprutej.
W żołądkowo-gorzką
wieczność Śmierć-macoszka
nie wiezie dorożką ?
odtrutką na smutek...
Słowa, słowa, słowa,
korona cierniowa,
trza zamarynować
robaka i ? pacierz!
Przetrwa Muza harda,
lombard z lirą barda,
gnój, plebania, żandarm
i SKUMBRIE W TOMACIE!
Przez krakowski rynek
naruszone krzynę
przemieszcza się sine
podobieństwo Stwórcy.
Zgubiło melonik,
piersióweczka w dłoni,
kurwamacie roni
i śpiwo az furcy!
Czym giermek Jazona,
czym internacjonał ?
szkapa uskrzydlona
nadstawia mi grzbietu.
Dźgam tętno tętentu
ostrogą talentu,
z kopyt krzeszę piękno ?
małmazję poetów!
Żyję dla poezji!
? Poezji się nie zji ?
nad wiadrami frezji
gdera pani Wacia.
Miał rząd dusz, bradiaga,
a Wacia ma stragan
i za nic jej blaga
zalanego facia.
A on w śmiechach, w szlochach
zaklina, że kocha
sercem, jak u Włocha,
belcantem Italii.
Wielośpiewny lament
zdradza temperament
splątany na amen
u talii Natalii.
Kace w łóżku ćwiczy
(łóżko Różewiczem,
a niekiedy Nietzschem
zatrącić potrafi);
Nie wyjaśnią flaszki
wyborów watażki,
a cisną go łaszki
z Czerwonej Parafii.
Wóda kończy człeka.
Poezja nie czeka,
do innych ucieka
młodości kochanka.
A on jednak śpiewa
własnych rymów niewart;
dygot, panie, krewa,
delirka poranka.
Cuchnący bies w pląsach
duszę Ildefonsa
starannie wytrząsa
z sakiewki rozprutej.
W żołądkowo-gorzką
wieczność Śmierć-macoszka
nie wiezie dorożką ?
odtrutką na smutek...
Słowa, słowa, słowa,
korona cierniowa,
trza zamarynować
robaka i ? pacierz!
Przetrwa Muza harda,
lombard z lirą barda,
gnój, plebania, żandarm
i SKUMBRIE W TOMACIE!