Jak ci amanci Wiesław Michnikowski
Tekst piosenki
Ona w okienko małe wpatrzona
Czeka, wtulona w poczty kąt
Powiatowego Marlon Brandona
Który ją przyjdzie zabrać stąd
I nie dostrzega, że stoję obok
Tak pełen troski jak śmieci kosz
Bo w mym uczuciu pragnę być sobą
A nie amantem za psi grosz
Lecz mnie wreszcie wzięła cholera
Gdy wiosną bzy czy pierwszy bąk
Więc niech raz trzaśnie, co we mnie wzbiera
Oto mój całkiem nowy song...
Ja przecież, gdybym tylko chciał
Sukcesów bym na kopy miał
Pogrążał serca, wzniecał szał
Jak ci amanci
Wilgotnym wzrokiem toczył w krąg
Na sercu złożył dwoje rąk
W uśmiechu ust rozchylił pąk
Jak ci amanci
Pożoga płonie we mnie tu
Na zewnątrz dyszy dwoje nózdrz
I wierzysz mi od zaraz już
Że miłość dam ci
Wyrozumiały dla twych skarg
Prowadzę cię przez pusty park
By spaść na dwoje świeżych warg
Jak ci amanci
Pytania zadaję sam sobie
W noc letnią i w deszczu jesieni:
Dlaczego ja tego nie robię
Dlaczego, dlaczego nie umiem się zmienić?
A zwłaszcza, gdy ma się ku wiośnie
Nad mym zastanawiam się losem
Jak raz już opinia do kogoś przyrośnie
To zmienić jej potem nie sposób
Doprawdy, czasem słów mi brak
I ciężki już mnie trafia szlag
Przecież ja też potrafię tak
Jak amanci ci
Wyruszyć w Polskę, w Busk czy Wrzeszcz
I szeptać każdej: "Miła, wrzesz
Więc grzesz, gdy wrzesz" - zaszeptać też
Jak amanci ci
I wiedział, wiedziałbym, że hej
Gdyby zechciała bronić się
Czy "pucio, pucio" szeptać jej
Czy "kici, kici"
I każda zmiękłaby jak wosk
I w me ramiona padła wprost
A ja ją w dekolt lub za włos
Jak amanci ci
Czeka, wtulona w poczty kąt
Powiatowego Marlon Brandona
Który ją przyjdzie zabrać stąd
I nie dostrzega, że stoję obok
Tak pełen troski jak śmieci kosz
Bo w mym uczuciu pragnę być sobą
A nie amantem za psi grosz
Lecz mnie wreszcie wzięła cholera
Gdy wiosną bzy czy pierwszy bąk
Więc niech raz trzaśnie, co we mnie wzbiera
Oto mój całkiem nowy song...
Ja przecież, gdybym tylko chciał
Sukcesów bym na kopy miał
Pogrążał serca, wzniecał szał
Jak ci amanci
Wilgotnym wzrokiem toczył w krąg
Na sercu złożył dwoje rąk
W uśmiechu ust rozchylił pąk
Jak ci amanci
Pożoga płonie we mnie tu
Na zewnątrz dyszy dwoje nózdrz
I wierzysz mi od zaraz już
Że miłość dam ci
Wyrozumiały dla twych skarg
Prowadzę cię przez pusty park
By spaść na dwoje świeżych warg
Jak ci amanci
Pytania zadaję sam sobie
W noc letnią i w deszczu jesieni:
Dlaczego ja tego nie robię
Dlaczego, dlaczego nie umiem się zmienić?
A zwłaszcza, gdy ma się ku wiośnie
Nad mym zastanawiam się losem
Jak raz już opinia do kogoś przyrośnie
To zmienić jej potem nie sposób
Doprawdy, czasem słów mi brak
I ciężki już mnie trafia szlag
Przecież ja też potrafię tak
Jak amanci ci
Wyruszyć w Polskę, w Busk czy Wrzeszcz
I szeptać każdej: "Miła, wrzesz
Więc grzesz, gdy wrzesz" - zaszeptać też
Jak amanci ci
I wiedział, wiedziałbym, że hej
Gdyby zechciała bronić się
Czy "pucio, pucio" szeptać jej
Czy "kici, kici"
I każda zmiękłaby jak wosk
I w me ramiona padła wprost
A ja ją w dekolt lub za włos
Jak amanci ci