Na starej mapie krajobraz utopijny Jacek Kaczmarski
-
-
7 ulubionych
1. Tw
Sz
J
Mij
Tu k
Tu gr
Nad sz
Z nazw
Dr
Istni
2. Trzech mieszczan pośrodku mostu wstrzymała senna dysputa
Za nimi w prostym rysunku - zbór, kościół, cerkiew i spichlerz
Nurt w pieczy ma ich zasobność na ciężkich od beczek szkutach
Uczciwszy potrzeby ciała - miło o duszy pomyśleć
Hen, gdzie szlak wodny zakręca, wśród pól zbóż brzemieniem ugiętych
Bocian klekocze skowronkom o afrykańskich podróżach
Słucha od czasów pogańskich tych samych plotek Dąb Święty
I nimfę w leśnym jeziorze strzeże przed wzrokiem intruza
Dróg, by tam trafić - nic nie ułatwia
W przestrzeniach burz i w czasów kipieli
Ale istnieje przecież Sarmatia
Istnieje gdzieś Terra Felix
3. W pochodzie rubasznych obłoków krążą Zodiaku pierścienie:
Przed Panną, Lwem, Bykiem, Wagą - bramy otwarte na oścież
Na wieżach zamków co noc o przyszłość się troszczą uczeni
A w gronie doradców - władca o teraźniejszość się troszczy
Ceni przyjemność i pracę, szanuje rąk ludzkich twory
Nęcą go księgi tajemnic, cieszy go ład i dostatek
Ale codziennie spogląda na mapy starej miedzioryt
Gdzie wciąż dmuchają na zimne Zefiry pucułowate
Ta Terra Felix, Sarmatia warta
Wiecznych podróży, pióra i lutni
Istnieje przecież - wsparta na barkach
Bóstwa o rysach okrutnych
d
ardo dmuchg
ająA
na zd
imneg
A
Zefd
iryg
pucA
ułowd
ateSz
g
umią i trzeszczą na wB7
ietrze odwiA
eczne B7
puszcze i bA
ory A7
J
d
eży się sig
erść rzA
ek i jd
eziorg
, A
jak pchłd
a wskakg
uje w niA
ą std
atekMij
g
ając wioski i miB7
asta krA
uche, jak stg
arA7
y miedzid
orytTu k
F
onny z dłonią u czB
ołF
a, tam chłC
op pochylony nad rF
adłemTu gr
B
uda ostrzem rusg
zoB7
na, tam wzgA7
órza w rB7
uchu perspA
ektyw A7
Nad sz
d
orstką skg
órą pA
ustkd
owig
A
wd
iją się wstg
ęgiA
jedwd
abneZ nazw
g
ami mitycznych krB7
ain, ktA
óre wędB7
rowA7
ca urzd
ekłyDr
A
óg, by tam trafić -d
nic nie ułatwiaE7
W przestrzeniach burz i w czA
asów kipieC7
liF
Ale istnieje przg
ecież SarmA
atg
iaIstni
d
eje gdzieś B7
TerA7
ra Fd
elix2. Trzech mieszczan pośrodku mostu wstrzymała senna dysputa
Za nimi w prostym rysunku - zbór, kościół, cerkiew i spichlerz
Nurt w pieczy ma ich zasobność na ciężkich od beczek szkutach
Uczciwszy potrzeby ciała - miło o duszy pomyśleć
Hen, gdzie szlak wodny zakręca, wśród pól zbóż brzemieniem ugiętych
Bocian klekocze skowronkom o afrykańskich podróżach
Słucha od czasów pogańskich tych samych plotek Dąb Święty
I nimfę w leśnym jeziorze strzeże przed wzrokiem intruza
Dróg, by tam trafić - nic nie ułatwia
W przestrzeniach burz i w czasów kipieli
Ale istnieje przecież Sarmatia
Istnieje gdzieś Terra Felix
3. W pochodzie rubasznych obłoków krążą Zodiaku pierścienie:
Przed Panną, Lwem, Bykiem, Wagą - bramy otwarte na oścież
Na wieżach zamków co noc o przyszłość się troszczą uczeni
A w gronie doradców - władca o teraźniejszość się troszczy
Ceni przyjemność i pracę, szanuje rąk ludzkich twory
Nęcą go księgi tajemnic, cieszy go ład i dostatek
Ale codziennie spogląda na mapy starej miedzioryt
Gdzie wciąż dmuchają na zimne Zefiry pucułowate
Ta Terra Felix, Sarmatia warta
Wiecznych podróży, pióra i lutni
Istnieje przecież - wsparta na barkach
Bóstwa o rysach okrutnych