0
0

Szesnaście Ton (Sixteen tons) Szanty

(d F B7 A7)x2

Ktoś módwił, że z glinyF ulepiłB7 mnie Pan,  A7  
A przedcież się składaFm z koścB7i i z krwi,  A7  
Z kodści i z krwi Fi jarzmCa na kark, g 
B7B0 B7 A7 d C d
I pary rąk, pary silnych rąk.


         Co dzień szesnadście tonF i co B7z tego mam,  A7  
         Im widęcej mam długFów, tym więceB7j mam lat;  A7  
         Nie wodłaj święty PiotFrze ja nCie przyjdę już,  g 
B7B0 B7A7 d C d
Bo duszę swoją sprzedałem za dług.


Gdy matka mnie rodziła - ponury był dzień,
Wziąłem więc szuflę, poszedłem pod szyb;
Nadzorca rzekł mi: „Nie zbawi cię Pan,
Załaduj co dnia szesnaście ton”.

Czort może dałby radę, a może i nie,
Szesnastu tonom podołać, podołać co dzień;
Szesnaście ton, szesnaście jak drut,
Codziennie nie da rady nawet we dwóch.

A gdy mnie spotkasz, lepiej z drogi mi zejdź,
Bo byli już tacy, nie pytaj gdzie są,
Nie pytaj gdzie są, bo znajdzie się ktoś…
Nie ten, to ów co załatwi cię.




Oceń to opracowanie
anonim